wtorek, 21 grudnia 2021

Up & Down

 


Hej.

Znów się nie odzywałam, ale miałam ostatnio totalny zjazd depresyjny. I to taki dość poważny. Prawie nie wychodziłam z domu. Na zajęciach online i tak nie słuchałam, nie umiałam się w ogóle skupić i miałam totalnie w dupie, że będę miała zaległości. Pojawiły się myśli samobójcze i by znów się okaleczać. Na szczęście moja przyjaciółka namówiła mnie, żeby skonsultować się z psychiatrą. Tym razem umówiłam się do innego niż poprzednio. I okazało się, że poprzedni lekarz źle mi dobrał dawkę leku... Dostałam od niego stabilizator nastroju, żeby uspokoić manię. Ogólnie ujmując miał obniżyć mój nastrój do takiego - nazwijmy to - standardowego. Ale przez zbyt wysoką dawkę obniżył mój nastrój za bardzo... No ups xD Więc dobrze, że skonsultowałam się z tym nowym psychiatrą, bo powiedział mi, że leki, które biorę, są dobre, ale muszę brać 2 - krotnie niższą dawkę. Faktycznie pomogło i można powiedzieć, że póki co działam w miarę normalnie. Nie mam doła i nie latam jak na haju.

W trakcie mojego epizodu depresji przyszły też wyniki stypendiów. I nie dostałam go w tym roku. I szczerze się wkurwiłam, bo dostała je np. moja przyjaciółka, której ja zdałam 2 przedmioty (miała warunek z chemii i biochemii, których nie ogarnia, więc na kolosach i egzaminach ja robiłam je wszystkie zadania, a ona tylko przepisała, co było dość proste przez zdalne). I nie zrozumcie mnie źle, nie jestem zawistna. Cieszę się, że jej się udało. Ale wkurwiam się, bo ja poświęciłam w chuj pracy ucząc się, robiąc notatki i oddając zadania przed czasem, a ona po prostu potrafi zajebiście ściągać i dobrze kombinuje. A mimo to nie ma sprawiedliwości, więc to ona dostaje teraz hajs, a ja nie... Cóż, czas się w końcu wyrwać z tej bańki złudzeń i przyjąć, że świat nie jest sprawiedliwy i grunt to umieć kombinować ;)

 Rozmawiałam też z nią o tej sytuacji, moim dole, tych studiach itd. W trakcie tej rozmowy zapytała mnie "Po chuj się tak starasz na tych studiach, skoro i tak nie chcesz pracować w zawodzie? Czemu nie poświęcisz tego czasu i energii na rozwijanie swoich pasji i robienie czegoś, co Ci sprawia radość?". Niby proste i logiczne, a jakoś wcześniej to do mnie nie docierało. Unosiłam się tą chorą ambicją zaszczepioną mi przez rodziców - Tenshi musi mieć najlepsze wyniki i być we wszystkim najlepsza, nawet jeśli jej to nie interesuje. Ale jej słowa jakoś mnie otrzeźwiły. Dlatego postanowiłam, że koniec z zajeżdżaniem się dla czegoś, czego nie chcę. Nie rzucam studiów, bo teoretycznie został mi tylko rok do końca, więc zrobię je, żeby mieć ten tytuł inżyniera. Ale nie zamierzam teraz dalej napierdalać notatek dzień i noc. Będę uczyć się tyle tylko, żeby zdać. A resztę mam w dupie. Dzięki temu będę miała czas na rozwijanie biznesu w Oriflame, naukę języków, gry na pianinie, śpiewanie i szlifowanie warsztatu aktorskiego. Albo robienie kolejnych szalonych rzeczy, które przyjdą mi do głowy xD

Kiedy zmniejszyłam dawkę leku i zaczęłam znów stawać na nogi zaczęłam realizować to postanowienie. Oczywiście wciąż studia pochłaniają mi dużo czasu, bo przez epizod depresyjny narobiłam sobie zaległości z zadaniami i notatkami (w grupie znajomych podzieliliśmy się tak, że każdy wziął po jednym przedmiocie, żeby robić z niego notatki i potem przed sesją się wymienimy, ale ja póki co nawet nie zaczęłam swoich). Ale zrobiłam już sobie listę rzeczy, które muszę nadrobić i skrupulatnie odhaczam kolejne punkty. Aktualnie nadrobiłam 4 przedmioty, 3 jeszcze do ogarnięcia. Ale w przerwie świątecznej zamierzam nadrobić zadania z 2 + notatki z "mojego" przedmiotu. To oznacza, że zostanie mi jeszcze jeden przedmiot, na którym robimy duży projekt, z którego będą wystawiane oceny końcowe. Ale tym zajmę się już w styczniu. No i zaczęłam ostro cisnąć naukę rosyjskiego. Po pierwsze, bo mam w sesji egzamin z niego, a po drugie, bo bardzo mi się podoba i chciałabym go opanować chociaż w stopniu komunikatywnym. Ostatnio prawie codziennie poświęcam 1 - 2 godzin na naukę języka, co mnie bardzo cieszy. Nie mam jeszcze zbyt dużo czasu wolnego na realizowanie się na innych płaszczyznach, ale do tego też powoli dojdę. 

Teraz tylko chwilka jojczenia - ja pierdolę, jak mi się nie chce jechać do domu. Nienawidzę Świąt. Moja rodzina skutecznie mi obrzydziła wszystkie święta, jakie generalnie spędza się z nimi w domu rodzinnym. Ta sztuczna atmosfera, gdzie wszyscy udają, że się kochają i akceptują, gdzie ojciec i babcia (jego teściowa) mogliby spokojnie rzucać w siebie nożami. Wiem też, że pewnie znów mi wytkną, że przytyłam. Zakładam, że usłyszę znowu, że jedzenie mną rządzi (tak jest, ale nie muszą mi tego co chwilę przypominać), że jestem beznadziejna skoro nawet schudnąć nie mogę i że wybrałam chujową dietetyczkę, skoro "jej dieta nie działa" (spoiler - jej dieta działa pod warunkiem, że nie ma się zaburzeń odżywiania i stosuje jadłospis od a do z). No i okropnie się boję kłótni. Odkryłam jakiś czas temu, że panicznie boję się krzyku ojca. Jak tylko sobie przypomnę, jak nie raz podczas kłótni podnosił na mnie głos (a parę razy nawet rękę, żeby mnie uderzyć), to automatycznie zaczynam płakać i wpadać w histerię. No i na pewno będą zrzędzić, że do nich nie dzwonię tak często jakby chcieli. Szczerze, to spokojnie wystarczyłby mi jeden telefon do nich na miesiąc czy dwa. Ale oni chcą, żebym dzwoniła parę razy w tygodniu. Tego w ogóle nie czaję. Jak dzwonię do matki w poniedziałek, to ona już w środę dzwoni, czemu nie zadzwoniłam do dziadków, bo oni nie wiedzą, co się u mnie dzieje. Ale najśmieszniejsze jest to, że ona kurwa mieszka z nimi, więc spokojnie mogliby sobie przekazać, nie? Czy to by było za proste? A ja naprawdę chciałabym ograniczyć z nimi kontakt, bo mam dość tej toksycznej relacji. Nawet terapeutka mnie pyta, po co ją jeszcze utrzymuję. A ja nie wiem. 

Dobra, dość narzekania. Muszę lecieć, bo jest już 1 w nocy, a ja o 8 mam pierwsze zajęcia, a po wszystkich lecę do fryzjera. Wieczorem za to przyjeżdża ojciec zabrać mnie, kota i rzeczy do "domu" na Święta (nie lubię tego w języku polskim, że jest tylko jedno słowo "dom"... w jednej angielskiej piosence jest świetny wers, który oddaje moje uczucia "This house is not a home"). 

Nie wiem, czy się odezwę przed Wigilią, więc życzę Wam spokojnych Świąt pełnych miłości i akceptacji ♥

Tenshi Kaosu