sobota, 31 grudnia 2022

Nowy rok - nowa ja?

 


Hej.

Ostatni dzień roku, więc czas na podsumowanie roku 2022. W styczniu opublikowałam swoje postanowienia i czas zweryfikować, czy udało mi się je spełnić:

1) Pokonać zaburzenia odżywiania! 

No tu ewidentnie poległam. Zamiast przestać obsesyjnie myśleć o jedzeniu i zdrowo schudnąć to wciąż zajadałam emocje i wesoło przywaliłam kolejne kilogramy...

2) Zacząć zdrowo się odżywiać i dbać o siebie (psychicznie i fizycznie przez np. codzienną pielęgnację).

Udało się częściowo. Ze zdrowym odżywianiem mi nie do końca wyszło, dbanie o sferę psychiczną też nie było na jakimś mega wysokim poziomie. Za to wyrobiłam sobie nawyk dbania o ciało pod względem kosmetycznym - mam już stałe rutyny poranne i wieczorne z pielęgnacją twarzy, a przed snem zawsze jeszcze balsamuję całe ciało.

3) Wrócić do aktywności fizycznej.

Coś tam spacerowałam, kilka razy byłam na basenie, kilka razy na siłowni, ale wszystko bez szału, więc nie zaliczam tego, bo stać mnie na dużo więcej.

4) Brać leki regularnie, dbać o swoje zdrowie przez regularne kontrole lekarskie.

Miałam zrywy, gdy pilnowałam brania leków i suplementów, a miałam takie dni, że kompletnie o tym nie pamiętałam. Wizyty u lekarza w tym roku były 2 (ginekolog i psychiatra), ale niestety obie dopiero wtedy, kiedy coś się już działo...

5) Poprawić wzrok i dbać o większą "higienę" oczu - zakrapiać, zasłaniać lewe oko, wykonywać ćwiczenia od okulistki.

Ćwiczeń od okulistki nie wykonywałam wcale, zakrapiałam raz na jakiś czas, jak mi się przypomniało, a opturację stosowałam tylko na początku roku, a potem już zupełnie porzuciłam.

6) Ukończyć kurs i zacząć zarabiać na copywritingu.

Nie skończyłam. Skupiłam się na innych rzeczach.

7) Rozwinąć swój biznes w Oriflame - do końca roku osiągnąć awans na min. 8%.

To akurat wyszło. 2 awanse w ciągu roku. Wiele razy byłam wyróżniana na szkoleniach i konferencjach. Zgarniałam wiele nagród. No i niewiele mi brakło, żeby załapać kolejny awans i zakwalifikować się na seminarium menadżerów w Turcji.

8) Poszerzyć wiedzę o czarostwie.

Też nie wyszło. Może ze 3 razy okadziłam dom i siebie palo santo i tyle.

9) Wrócić do regularnej gry na pianinie.

Też chujnia straszna, siedziałam przy pianinie może 5 razy w ciągu całego roku. Na razie stanowi ono po prostu mebel w pokoju...

10) Nauczyć się rosyjskiego i rozpocząć naukę kolejnego języka.

Dopóki miałam lektorat to uczyłam się rosyjskiego. Potem oklapłam nawet z tym. Nowego języka nie zaczęłam się uczyć.

11) Znaleźć swój pomysł na życie!!!

 Nie powiem, że wypełnione na 100%, ale jestem coraz bliżej. Ciągle poszukuję, a z wiekiem chyba zaczynam zdawać sobie sprawę, że ta kwestia może się zmieniać wielokrotnie w ciągu życia i nie ma w tym nic złego.

12) Do końca roku zaoszczędzić min. 15 000 zł.

No to nie wyszło już po całości.... Zamiast mieć jakiekolwiek oszczędności, kończę ten rok z ok. 1300 zł długu...


Na końcu postanowień zapisałam jeszcze takie zdanie:

Chciałabym na koniec tego roku móc powiedzieć: "Tak, jestem lepszą wersją siebie. Jestem szczęśliwsza".

 I to chyba najważniejsze z postanowień. I wiecie co? Wbrew temu, że większość postanowień nie wyszła, to czuję się lepszą i szczęśliwszą wersją siebie! 

Wchodzę w Nowy Rok z mega energią! Czuję, że to będzie mój rok! Na pewno pojawią się jakieś trudności i przeszkody po drodze, ale (nie wiem skąd) czuję taką siłę w sobie, że wiem, iż ze wszystkim sobie poradzę.


Postanowienia na rok 2023:

1) Jeść zdrowiej, więcej gotować i w końcu schudnąć (dla zdrowia i dla własnej satysfakcji). Pozwoli to na oszczędność pieniędzy, bo nie będę zamawiać tyle na dostawę. No i może w końcu uda mi się ogarnąć insulinooporność.

2) Być aktywną! Chcę wrócić na siłownię. Idealnie by było robić 3-4 treningi w tygodniu. Poza tym chcę aktywnie spędzać czas - jeśli nie idę na siłownię to pójdę na lodowisko/basen itp. A w dni, kiedy będę czuć się słabiej, albo nie będę miała ochoty na trening chcę chodzić na spacery i wyrabiać te 10 000 kroków minimum.

3) Bardziej dbać o zdrowie. Muszę opracować system, żeby już nie zapominać o braniu leków i suplementów. Poza tym zamierzam zrobić sobie rozpiskę lekarzy, których muszę odwiedzić i każdego miesiąca będę iść do jednego z nich, np. styczeń - dentysta, luty - okulista itd.

4) Znaleźć lepszą pracę i poprawić sytuację finansową. Styczeń na pewno spędzę jeszcze w gastro, żeby skończyć inżynierkę i przygotować się do egzaminu i projektów zaliczeniowych na drugich studiach. Ale zaraz po obronie chcę szukać pracy w zawodzie związanym z drugimi studiami, czyli celuję w agencje reklamowe, brandingowe, marketingowe itp.

5) Ukończyć kurs copywritingu i zacząć zarabiać na zleceniach. 

6) Rozwinąć swój biznes w Oriflame - cel do końca roku to awans na 12% i otrzymanie tytułu menadżera. Oczywiście będę się starać i jeśli uda się osiągnąć więcej to tym lepiej, ale te 12% to takie minimum ;)

7) Więcej czytać! W tym roku szału z tym nie było, więc chciałabym po prostu robić to częściej. Nie ustawiam sobie konkretnej liczby książek do przeczytania jak w poprzednich latach, bo to nigdy nie wychodziło. Wystarczy, że uda mi się przeczytać więcej niż w 2022r. 

8) Rozwijać się! Powrót do pianina, nauki języków, czarostwa, robienia koszulek. To wszystko w planach. Tutaj też planuję zrobić rozpiskę, żeby każdego dnia tygodnia robić coś produktywnego :)


Na razie to tyle. Lecę do pracy (trzymajcie kciuki, żebym przeżyła Sylwestra w gastro...). No i jestem ciekawa Waszych postanowień! Może któraś z Was ma podobne do moich i chciałaby, żebyśmy wspólnie się w nich wspierały? :)

Tenshi Kaosu

czwartek, 22 grudnia 2022

Świąteczny czas refleksji

 

Hej.

"Dawno mnie tu nie było"... Nie zliczę, ile razy zaczynałam wpis na tym blogu lub poprzednim właśnie tym zwrotem. Nie mniej pasuje teraz jak ulał...


I oczywiście w czasie, gdy mnie tu nie było sporo się działo :)

Skończyłam studia dzienne na kierunku zootechnika. No prawie. W zasadzie to jestem w trakcie pisania pracy inżynierskiej (chyba całkiem dobrze mi idzie, bo mam już mniej więcej połowę), potem jeszcze tylko obrona i egzamin inżynierski. A potem moja noga więcej na tej uczelni nie postanie. Drugie studia lecą całkiem dobrze. W zasadzie to co zajęcia zakochuję się w tym kierunku coraz bardziej. No i musieliśmy wybrać specjalność, bo od drugiego semestru będą już przedmioty specjalistyczne. Zdecydowałam się na branding, więc może niedługo będę wprowadzać nowe marki na rynek 😊

Dalej klepię biedę srogo. Mam dług u współlokatora i już prawie go spłaciłam, gdy nagle... laptop mi umarł. Jak się okazało w serwisie spalił mi się dysk 🙃 I tym sposobem musiałam zapłacić 300 zł za odzyskiwanie danych (żeby nie musieć m. in. pisać inżynierki od początku) i 500 zł za nowy dysk. Tym sposobem dług u B. znów się powiększył. Dobrze, że w listopadzie miałam urodziny, to chociaż zaoszczędziłam kasę, bo dostałam 2 prezenty, na które sama musiałabym trochę zbierać (zegarek Huawei od B. i drukarkę od ludzi z pracy). 

Przeglądałam przed chwilą dane, które udało się zgrać ze starego dysku i znalazłam stare zdjęcia z liceum. Znów wzięło mnie na nostalgię i marzenia o tym, jak bardzo chciałabym być znów tamtą wersją siebie. Przy okazji zbliża się koniec roku i zerknęłam na swoje postanowienia ze stycznia. Uświadomiłam sobie, że niewiele z nich udało mi się spełnić (zrobię jeszcze post podsumowujący te postanowienia i wyznaczę nowe na przyszły rok). Ale jednocześnie czuję (albo próbuję sama zaprogramować swój mózg), że rok 2023 będzie moim rokiem!

Nie zamierzam czekać do 1 stycznia na zmiany. Chcę zacząć teraz, by w Nowy Rok wejść z buta. Jedzeniowo trochę się ogarnę, bo przyjechałam dziś do domu rodzinnego, więc nie będzie podjadania czy wpierdzielania zamawianego jedzenia (choć oczywiście pewnie nie będzie jakoś idealnie, bo w końcu święta...). Myślę jednak, że uda mi się w końcu wypracować jakąś rutynę jedzeniową i regularność. W czasie tej "przerwy świątecznej" chcę też dalej cisnąć z inżynierką i zagadnieniami do egzaminu, że skończyć to gówno przed końcem roku (zobaczymy, czy wyjdzie). Zamierzam też popracować nad CV, żeby od stycznia zacząć szukać pracy w zawodzie - myślę, że będę się zgłaszać do agencji reklamowych, brandingowych i copywriterskich. Dopóki nie znajdę innej pracy muszę zostać w gastro i cisnąć ze zmianami, żeby spłacić dług i zebrać hajs na pierwszą ratę za drugi semestr studiów zaocznych. Ale jak już wspomniałam, programuję swój mózg na pozytywne myślenie. 

Lecę spać, a przy następnej okazji zrobię podsumowanie roku. Gdyby nastąpiło to po świętach to chciałam Wam życzyć zdrowych i spokojnych Świąt oraz żebyście spędziły je tak jak chcecie ♡

Tenshi Kaosu

 

wtorek, 18 października 2022

Test życia

 


 

Hej.

Widziałam, że ktoś się zmartwił, co ze mną, że tak długo nie pisałam. Cóż, byłam zaaferowana życiem, sukcesami i porażkami. 

Postaram się streścić ostatnie 3 miesiące mojego życia:

 

LIPIEC:

Spina z ojcem (usłyszałam, że zasłużyłam na to, by traktować mnie jak śmiecia). Nie dostałam się na studia, o których marzyłam (story of my life - w sumie zostałam odrzucona z 8 różnych kierunków na przestrzeni 4 lat, kiedy się rekrutowałam), po czym upiłam się i pocięłam. 

 

SIERPIEŃ:

 Dużo zmian w gastro i ukrywanie blizn. Zerwanie kontaktu z ojcem. Za namową  cioci zarekrutowałam się na kierunek, który był moim drugim wyborem tylko w trybie zaocznym tym razem. Diagnoza PCOS u ginekologa po 2 miesiącach bez okresu. Wykupienie karnetu na siłownię.


WRZESIEŃ:

Występ na musicalu. Wciąż dużo zmian w gastro. Stworzyłam ankietę do inżynierki i porozsyłałam ją po schroniskach. Niespodziewana wiadomość - dostałam się na studia zaoczne. Załatwianie papierów na inżynierkę i nowe studia. Krótka wizyta u przyjaciółki w Krakowie.


PAŹDZIERNIK: 

Rozpoczęcie ostatniego semestru na zootechnice i pogłębiające się stany depresyjne. Drugi musical. Wizyta u psychiatry i nowe leki. Rozpoczęcie nowego kierunku (póki co jestem zachwycona!). 


To tak baaardzo skrótowo. Aktualnie czekam na efekty przyjmowania leków, bo nastrój nadal taki sobie. Ale nie poddaję się i jakoś walczę. 

Nie pracuję w gastro w tym miesiącu, poprosiłam o wolne, żeby przystosować się do nowej rutyny z dwoma kierunkami studiów. Inżynierka leży, kwiczy i czeka na moje natchnienie. Co do Oriflame to udało mi się  spełnić 4/5 celów rekrutacyjnych w kwalifikacjach do Turcji, ale niestety trwa właśnie ostatni katalog, kiedy powinnam awansować na kolejny poziom, a nie zanosi się na to. Ale rozmawiałam z dyrektorką, bo trochę się kumplujemy i wie, że nie jestem teraz w najlepszym stanie. Zgodnie stwierdziłyśmy, że jak się uda to super, a jak nie to trudno. Będą kolejne wyjazdy i konferencje, a póki co moje zdrowie jest ważniejsze. 

Finansowo żyję trochę na krawędzi. Miałam sporo wydatków: mieszkanie, jedzenie, nowy telefon (umowa mi się skończyła i musiałam podpisać nową, a nowy sprzęt był konieczny przy okazji, bo tamten telefon już się praktycznie rozpadał na części), wizyta u psychiatry, opłata za studia (wydać jednorazowo 3150 zł to boli...), prezent dla współlokatora na urodziny. Matka namawiała mnie na drugie studia i zapowiadała, że będzie wspierać finansowo. Nie powiem, że tego nie robi, bo co miesiąc dostaję od rodziców 2000 zł na utrzymanie, ale na studia nie dostałam nic, przez co wyzbyłam się całych oszczędności. Jednak, jeśli mam być szczera, to jest mi dobrze z tym. Fakt, będzie teraz ciężko, ale czuję się dzięki temu bardziej niezależna i czuję, że te studia są całkiem "moje" - sama je wybrałam, chciałam na nie iść, a teraz sama je sobie finansuję. Włączyłam teraz tryb turbo oszczędzania i kombinowania kasy na każdym kroku: zrezygnowałam z subskrypcji BookBeata, na Spotify przechodzę na tryb studencki, ogłaszam się z korkami, przestaję zamawiać jedzenie i jeść na mieście, zakupy w Żabce ograniczam do minimum (zaczną się wycieczki do większych marketów, które są dużo dalej, ale jednak są tańsze), wystawiam rzeczy na sprzedaż na Vinted (póki co ubrania i książki, ale dorzucę też jeszcze biżuterię i akcesoria), składam podanie o stypendium rektora. Zastanawiam się jeszcze czy na Vinted i Ig nie ogłosić się z moimi ręcznymi nadrukami na koszulki. No i może bieda w końcu zmotywuje mnie, żeby ukończyć kurs copywritingu, który wykupiłam i zacząć zarabiać na zleceniach. Macie może jeszcze jakieś pomysły na oszczędzanie/zarabianie?


To chyba na razie tyle. Nie będę się rozpisywać, żeby nie przedłużać. Wrzucam jeszcze linka do mojego konta na Vinted, gdyby któraś z Was chciała mnie wesprzeć w czasach biedy, lub szukała jakichś tanich rzeczy :) [KLIK] 

A jak u Was? Mam nadzieję, że może nieco lepiej niż u mnie. Zajrzę do Was w najbliższej wolnej chwili.

Tenshi Kaosu




wtorek, 12 lipca 2022

Homofobię powinno się leczyć!

 


 

Hej.

Najpierw szybkie wyjaśnienie tytułu.

Jestem właśnie w domu rodziców. Przyjechałam głównie, żeby załatwić drugą część praktyk (udało się wczoraj podbić i podpisać wszystkie papiery, samych praktyk nie muszę robić, jedynie wymyślę coś, żeby ładnie uzupełnić dzienniczek i z głowy). Ale że i tak nie mam zmian w pracy to stwierdziłam, że posiedzę tutaj tydzień, spotkam się z kilkoma znajomymi i przede wszystkim spędzę trochę czasu z rodziną. Dziś wieczorem ojciec przyjechał z trasy (jeździ na tirach). Usiadł ze mną i mamą w pokoju, a na telewizorze leciał YT z odpaloną muzyką. Akurat leciał jakiś utwór z teledyskiem, gdzie dwóch chłopaków się całowało. I tu wkracza mój ojciec. Najpierw coś zagadnął, czy dalej nie jem mięsa i chwilę o tym dyskutowaliśmy. W pewnym momencie stwierdził, że jest to tylko "fanaberia" i "moda". Nazwał wegetarian i wegan "odszczepieńcami" społeczeństwa. A potem wesoło ciągnął temat mówiąc, że "tak samo jak te pedały to odszczepieńce". Powiedziałam mu, że to bardzo niegrzeczne tak mówić i że to nie pedały (bo pedały są w rowerze), a po prostu osoby homoseksualne (tu konkretnie w nawiązaniu do teledysku akurat geje). W tym momencie odpalił się totalnie. Leciało dużo nieprzyjemnych tekstów, ale takie perełki to: "Dla mnie to i tak są pedały", "To się powinno leczyć", "Hitler powinien wrócić i ich wszystkich zagazować", "Pedały obrażają mnie i moją religię, a ja jako wierzący i praktykujący katolik sobie na to nie pozwolę" (no faktycznie, bardzo katolickie miłowanie bliźniego życząc osobom o innej orientacji śmierci 🙃)... Próbowałam być spokojna i skomentowałam to tylko zdaniem z tytułu tego wpisu. Niby się nie pokłóciliśmy, ale mimo, że cała rozmowa trwała może z pół godziny maksymalnie, to ja już mam zszargane nerwy i mdłości z tego powodu oraz łzy w oczach. Nasze relacje rodzinne poprawiły się w stosunku do tego, co było jeszcze 2-3 lata temu, ale jego zachowanie utwierdza mnie coraz bardziej w tym, żeby jednak nie zbliżać się do tego człowieka, a jedynie oddalać. Wygląda na to, że nigdy się nie wyoutuję. No i trochę przykro, że jeśli np. spotkam dziewczynę swojego życia to nigdy nie będę jej mogła przedstawić ojcu, a gdybyśmy chciały się pobrać za granicą to ceremonia i wesele będzie się musiało odbyć bez udziału ojca (podejrzewam, że matka też mogłaby tego nie zaakceptować, ale jednak jest bardziej otwarta na osoby o innej orientacji, więc może kiedyś by to zrozumiała). Możecie sobie pomyśleć, że przesadzam i po co wymyślam takie hipotetyczne scenariusze, ale tak już mam. Pomyślałam sobie też, że wielkim szczęściem jest, że jestem dziewczyną i to zgodną ze swoją płcią biologiczną. Bo gdybym była chłopakiem gejem albo biologicznie dziewczyną, ale czuła się mężczyzną i chciała zmienić płeć, to zachowanie ojca doprowadziłoby do tego, że miałabym tak silną depresję i w pewnym momencie mogła się zabić, albo on sam by mnie pobił i może nawet zabił w szale po wyznaniu mu prawdy. 

Ech, przepraszam za ten wyrzyg, ale musiałam się wyżalić, bo naprawdę mocno mnie załamuje zachowanie ojca...

 

Przejdźmy lepiej do pozytywów.

Papiery z praktyk w zoo załatwione. I na sam koniec poprzedniego katalogu w Oriflame mocno pocisnęłam i jednak udało mi się wyrobić pierwszy cel kwalifikacyjny! Jeszcze 4 cele rekrutacyjne, cel awansu i mamy to! W pracy mam klepnięte 8 zmian w ciągu następnych dwóch tygodni, więc i jakieś pieniądze wpadną. Dziś nawet usiadłam w końcu do inżynierki. Póki co buduję ankietę. Myślałam, że dzisiaj ogarnę ją całą, ale miałam kilka rzeczy do załatwienia, więc jak usiadłam do niej o 20, to nie zdążyłam z całością. Ale początek jest xD Jutro mam sporo wolnego czasu to na pewno ją skończę i wyślę promotorce do zatwierdzenia. W "międzyczasie" zanim odpowie na maila będę czytać artykuły naukowe i książki, które mam pobrane, a przy dobrych wiatrach może zacznę powoli tworzyć wstęp teoretyczny. Wiem, że będę musiała tam opisać kilka najpopularniejszych gatunków pasożytów, więc mogę już opisywać chociażby ich cykl życiowy i drogi inwazyjne. I jeszcze jeden pozytyw - udaje mi się powoli wychodzić na prostą z jedzeniem. Odżywiam się coraz lepiej, więc teraz jeszcze tylko znaleźć motywację do aktywności i już w ogóle będzie cud - miód. Udaje mi się nawet opierać pokusom w domu, co nie jest takie proste, bo w spiżarni jest pełno słodyczy mamy, piwa, nalewek, lodów i chipsów. Ale póki co dzielnie walczę (i oby jak najdłużej) :)


Jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałam napisać.

Miałam dziś spotkanie online z dyrektorką z Oriflame. Wychwalała mnie bardzo, że jestem świetną i bardzo zdolną dziewczyną. Dużo mówiła o tym, że mam bardzo medialną osobowość i "zadatki na influencerkę". Rozmawiałyśmy też o tym, że kiedyś nawet myślałam, czy nie zrobić na profilu na Ig contentu, gdzie pokażę jak wygląda moje ciało i potem dokumentować jak w klimacie ciałopozytywności walczę o zdrowie i metamorfozę sylwetki. Wspomniałam jej, że obserwuję jedną dziewczynę, która dodaje zdjęcia bez filtra, gdzie widać jej rozstępy, cellulit i nadprogramowe kilogramy i przenigdy nie pomyślałam, że "ale paszczur walczy o atencję", a wręcz podziwiam tę laskę, że jest odważna, jestem pod wrażeniem jak uczy się akceptować siebie i zmienić swoją sylwetkę, ale w zdrowy sposób (ona też ma IO i zrzuca wagę głównie, żeby poprawić wyniki badań). Z jednej strony też bym tak chciała, ale z drugiej myśl o tym, że miałabym pokazać swoje rozstępy publicznie paraliżuje mnie ogromnie. Ogarnia mnie wstyd. No bo przecież czym się tu chwalić? Że tak się zaniedbałam, że skóra pęka mi na brzuchu, udach, łydkach i nawet ramionach? Ludzie mogą mnie wyśmiać. A z drugiej strony może to też byłaby motywacja dla innych do jednoczesnej akceptacji swojego ciała i zmian w duchu walki o zdrowie? Tak jak tamta piękna dziewczyna. Dyrektorka mówiła mi, że przecież nie muszę pokazywać całego swojego ciała i niedoskonałości, których się wstydzę. Oczywiście ma rację. Ale ja jestem osobą typu "wszystko albo nic". Nie wyobrażam sobie prowadzić konta w tym temacie "połowicznie". Albo pokazuję wszytko, bez ściemy, jak faktycznie jest. Albo nie poruszam tego tematu wcale. 

Tu mam pytanie do Was? Co Wy sądzicie o tym pomyśle? Czy to przesada i powinnam sobie darować? A może uważacie, że to dobry pomysł i zarówno ja, jak i osoby postronne mogłyby coś z tego wynieść pozytywnego? Może same obserwujecie takie konta? Jestem bardzo ciekawa. Oczywiście i tak sama podejmę decyzję, ale w procesie rozważania tego pomysłu będę wdzięczna za wszelkie komentarze, przemyślenia i porady. :)


Kończę już, bo jest 1:30, a jutro znów mam sporo do zrobienia. Ale żeby też zakończyć notkę w pozytywnym vibe'ie dodaję zwiastun musicalu, o którym poprzednio pisałam. Możecie mnie w końcu zobaczyć - jak naprawdę wygląda Tenshi (dla przypomnienia, ja to Pani Młoda z filmiku). Jeśli się Wam spodoba i chciałybyście obejrzeć musical na żywo, to jak tylko pojawią się bilety wrzucę info i zapraszam na Śląsk! :D

Kocham Was i ściskam mocno ♥

Tenshi Kaosu


poniedziałek, 4 lipca 2022

When I'm Gone

 


 

Hej.

Nie wiem nawet kiedy minął ten miesiąc od ostatniego wpisu. No dużo się działo...

Zakończyłam semestr. Niby oficjalnie wszystkich ocen jeszcze nie ma, ale z tych egzaminów, których nie byłam pewna, już mam ocenki, więc reszta to tylko formalność. Udało mi się też wyrobić przed końcem czerwca z praktykami w zoo. Teraz muszę tylko uzupełnić dzienniczek i podjechać do dyrektora, żeby wystawił mi opinię. 

Nie miałam jakoś dużo zmian w pracy przez praktyki, ale jak tylko się dało to jednak wyrabiałam godzinki. Poza tym trochę próbowałam podziałać w Oriflame, ale niestety przez nawał obowiązków i "zdarzenie losowe" nie udało mi się za dużo zdziałać w tym katalogu... A wielka szkoda, bo zaczęły się kwalifikacje na przyszłoroczny Szczyt Przedsiębiorczości w Turcji i chciałam już "nabić sobie punkty", póki pierwsze cele są dość proste. Na szczęście to nie tak, że od razu jestem skreślona, ale po prostu będzie mi ciutkę trudniej zacząć kwalifikacje od przyszłego katalogu. Ale bardzo bym chciała awansować i wyjechać na ten Szczyt, więc wizualizuję sobie sukces i będę zapierdalać od przyszłego katalogu jak szalona xD

Wspomnianym "zdarzeniem losowym" jest choroba. Już w piątek 24.06 nie czułam się najlepiej. Rano miałam praktyki, a wieczorem jechałam na 3 godzinki do pracy, żeby zamienić koleżankę. Czułam wieczorem takie drapanie w gardle, jak przy anginie. W sobotę było dużo gorzej i choć miałam iść do pracy, to udało się znaleźć zastępstwo i praktycznie cały dzień przeleżałam w łóżku z gorączką. W niedzielę doszedł do tego straszny katar, ale musiałam iść na praktyki. W poniedziałek znów praktyki i do objawów dołączył suchy kaszel. We wtorek znów praktyki i zaczęłam bardzo chrypieć. W środę ostatni raz byłam na praktykach (i na szczęście nie cały dzień, ale tylko 4 godziny), ale mój stan, zamiast się polepszać, jeszcze się pogorszył i zaczęłam tracić głos. Zaraz po zakończeniu praktyk podjechałam jeszcze na wydział z papierami, a potem prosto do domu i stwierdziłam, że chyba jednak domowymi sposobami się nie wyleczę, więc zadzwoniłam do lekarza i okazało się, że ktoś im "wypadł" z kalendarza, więc udało mi się jeszcze w ten dzień dostać na wizytę. I tak jak się spodziewałam - angina (jak to pani doktor stwierdziła "No, widzę, że paciorkowce się bardzo ładnie u pani zadomowiły" 🙃). Dostałam antybiotyk, tabletki na gardło, tabletki na zatoki i probiotyk. Ale mimo to głosu nie miałam przez prawie 4 dni. Wczoraj już zaczął wracać, dziś jest dużo lepiej, bo mogę mówić, ale słychać, że to jeszcze nie jest w pełni zdrowy głos.

Miałam w planach w tym tygodniu być na pasiece, na drugiej części praktyk, a w przyszłym tygodniu już iść do pracy, żeby w wakacje wyrobić sobie dużo godzin i odłożyć trochę kasy. Przez chorobę musiałam niestety zmienić plany i na pasiekę pojadę pod koniec tego tygodnia, albo na początku następnego, a do pracy pójdę na 2 ostatnie tygodnie lipca. No cóż, mówi się trudno. 

W piątek dostałam jeszcze okres, więc przy osłabieniu chorobowym i zachciankach okresowych poddałam się totalnie z dietą. Znów wjechały pizze, Maki, smażony ser z frytkami, chipsy, słodycze i ogrom słodzonych napoi. I tym sposobem witam nową najwyższą wagę - 105,6 kg... 

Dostałam też dobrą informację - wracamy od września z musicalem na deski! Bardzo się już za tym stęskniłam, ale tu się pojawia drobny problem... Mam 2 miesiące, żeby schudnąć najwięcej jak się da. I tu już nawet nie chodzi o to, że ekipa sceniczna mnie zobaczy po jakimś czasie i olaboga znów przytyłam, ale jeśli nie schudnę, to po prostu nie wejdę w kostiumy... Także muszę skończyć z wymówkami. Spróbuję sobie wcześniej przygotowywać plan posiłków na tydzień i się go trzymać. Poza tym, jak wyzdrowieję, to chyba czas wrócić do śpiewu i ćwiczeń wokalnych, żeby nie było siary na występie, bo mam tam dość sporo solówek ;) (dla tych, co nie wiedzą - gram główną rolę, więc jestem na scenie bez przerwy, sporo tam tańczę i śpiewam solo). Swoją drogą na YT dostępny jest zwiastun tego musicalu, więc jeśli chciałybyście zobaczyć zajawkę to mogę tu ją wstawić przy następnym poście :)

Jak też wspomniałam, w wakacje muszę napisać całą, albo chociaż większą część, inżynierki. I zarabiać pieniądze. I schudnąć. I zrobić dokładne porządki w mieszkaniu. I skończyć kurs copywritingu. I rozwijać swój biznes w Oriflame. No generalnie, jakie wakacje? xD Zapowiada się dość pracowicie. Dziś jeszcze na spokojnie, bo mój organizm jest osłabiony przez chorobę. Porobię sobie listy, uzupełnię kalendarz, coś już posprzątam, a wieczorem pójdę na długi spacer (w ramach treningu). Zobaczę, ile mi zejdzie na wszystkim. A jak tylko będzie chwila to spróbuję opracować ankietę do inżynierki. 

No i koniecznie muszę zrobić plan finansowy, bo w czerwcu wysrałam się kompletnie z kasy... Coś mi mówi, że nie uda mi się wypełnić postanowienia noworocznego, żeby do końca roku zaoszczędzić 15 tysięcy, ale jeśli zacisnę pasa, to myślę, że 10 jestem w stanie odłożyć. Kwestia tego, że dużo wydaję na pierdoły i niepotrzebne obżeranie się. 

Jakiś długi mi wyszedł ten post, ale tak to jest, jak się pisze raz na miesiąc xD Lecę ogarniać swoje życie :)

Tenshi Kaosu

 

czwartek, 9 czerwca 2022

Maniaczysz?

 


 

Hej.

"Maniaczysz?" Tak zawsze mówi do mnie współlokator, gdy widzi, że mam dobry dzień, kiedy jestem na najwyższych obrotach i robię multum rzeczy.  Można powiedzieć, że chyba ostatnio dużo maniaczę.

Po ostatnim wpisie miałam przez jakiś czas depresyjne stany. Przestałam brać leki, malować się, dbać o siebie czy mieszkanie, żarłam Maki i pizzę, piłam sporo alko. Poza tym wpadłam w nowe uzależnienie... sudoku. Może to brzmi głupio, ale całe moje dni wyglądały tak, że szłam na zajęcia, wracałam z nich po drodze kupują mnóstwo gównianego żarcia i alko w Żabce, siadałam i nakurwiałam sudoku jak szalona do 2 czy 3 w nocy. Kilka razy nawet pominęłam podstawową higienę jak prysznic czy mycie zębów. Nie miałam ochoty nawet iść na uczelnię, ale wiedziałam, że muszę, żeby zdać semestr. Brzmi to mega żałośnie...

Na szczęście któregoś dnia, w połowie rozwiązywania sudoku, zamknęłam książkę, zaniosłam ją do współlokatora i powiedziałam, żeby ją wypierdolił. I jeszcze tego samego dnia siadłam do zadań na uczelnię, sprzątnęłam trochę w pokoju i wzięłam porządny prysznic. Nie wiem jak ani dlaczego. Po prostu mój umysł powiedział: "Dość! Ogarnij się!". I się ogarnęłam :)

Teraz znów robię codzienne listy zadań, na bieżąco robię projekty i prezentacje, załatwiłam sobie praktyki (udało mi się dostać do zoo i na pasiekę znajomych mamy - w zoo byłam już we wtorek i idę znów w niedzielę, a na pasiekę pojadę w lipcu), biorę leki i suplementy, robię codzienną pielęgnację (taką pełną - poza prysznicem i myciem zębów wchodzi wieloetapowa pielęgnacja twarzy, dłoni i stóp). Trochę lepiej sypiam i jak uda mi się odpowiednio wcześnie wstać to nawet się maluję. Poza tym więcej chodzę i troszkę lepiej się odżywiam, choć jeszcze daleka droga przede mną, żeby było idealnie.

Na studiach mam już większość rzeczy ogarniętą. Zostały mi 2 projekty do oddania i 2 egzaminy. 21 czerwca mamy jeszcze obowiązkowy wyjazd terenowy do stacji badawczo - dydaktycznej w innym mieście, gdzie utrzymywane jest bydło (głównie mięsne, ale mleczne również). No i do końca czerwca muszę wyrobić 60 h praktyki w zoo. Spoko, dam radę. Jedyne czego totalnie nie ogarnęłam w tym semestrze to praca inżynierska. Na szczęście z tym mam jeszcze czas i plan jest taki, żeby w wakacje ogarnąć inżynierkę, pracę w gastro, a w jakichś wolnych chwilach zaległy kurs copywritingu. 

Poza tym zarekrutowałam się na ten kierunek, o którym wspominałam na UWr. I przy okazji na jeszcze jeden (tak z przypadku xD). Wyszło to w sumie tak, że przeglądałam jeszcze inne kierunki, które tam mają i znalazłam coś takiego jak "komunikacja wizerunkowa" i okazało się, że biorą pod uwagę maturę z polskiego, angielskiego i jeszcze jednego z wymienionych przedmiotów - a wśród nich rozszerzona chemia xD No to stwierdziłam, że jakbym się jednak nie dostała na kulturę i praktykę tekstu, to ta komunikacja może być "fajną nagrodą pocieszenia". No cóż, zobaczymy, co z tego będzie. Listy przyjętych pojawią się 14 lipca, więc muszę czekać. Nie wiem, jak wytrzymam do tego czasu...

Wagowo szału nie ma. Powiedzmy, że póki co dalej się trzymam w granicach 103 kg... Dramat, nigdy nie sądziłam, że będę tyle ważyć. Myślicie, że kiedykolwiek uda mi się wrócić do licealnych 54 kg?

Lecę spać, bo jutro zapowiada się kolejny pracowity dzień. Ponadrabiałam trochę Wasze blogi, ale może jutro wieczorem będę miała chwilę, żeby znów zerknąć ;)

Tenshi Kaosu

czwartek, 26 maja 2022

JeżuChrystu mam dość...

 


Hej.

Żyję. Ale oczywiście z moich postanowień znów gówno wyszło. Dieta leży, częstszych notek brak, treningów też nie ma... Czyli typowa Tenshi 🙃

Na studiach się sporo dzieje. Nie mam wciąż ogarniętych praktyk i jak na złość wszystkie stajnie, do których dzwoniłam nie raczą odbierać telefonów. Pisałam też maila do zoo, ale nie odpisują. Jutro będę jeszcze pisać do stacji dydaktycznej z mojej uczelni, żeby załatwić tam praktyki przy owcach. Poza tym prakty dzielą się na 2 bloki tematyczne, więc będę jeszcze dzwonić do znajomych mamy, którzy mają pasiekę, czy nie mogę u nich realizować drugiego bloku. Trzymajcie kciuki, żeby się udało. 

Podjęłam też decyzję - chcę w czerwcu się rekrutować na Uniwersytet Wrocławski na kierunek "Kultura i Praktyka Tekstu: twórcze pisanie i edytorstwo". Jeśli czytałyście moje posty z lipca/sierpnia to próbowałam się tam dostać w zeszłym roku, ale niestety trochę po czasie rekrutacji i większość miejsc była zajęta i brakowało mi punktów, żeby się załapać. Boję się, że w tym roku mimo, że pilnuję harmonogramu to jednak wciąż będę mieć za mało punktów, bo nie mam matury z rozszerzonego polskiego. Wystarczy, że kilka osób będzie ją miało i będą wyżej na liście ode mnie, a miejsc na ten kierunek jest jedynie 65. Ale bardzo chciałabym się tam dostać, żeby w końcu studiować coś, co jest bliższe moim zainteresowaniom niż obecny kierunek. Jeśli udałoby mi się dostać, to pierwszy semestr będzie masakryczny, bo wciąż zostanie mi jednocześnie ostatni semestr zootechniki. Będę musiała ogarnąć 2 kierunki, inżynierkę i egzamin inżynierski. Ale jeden semestr to w sumie nie tak dużo, a nie chcę czekać kolejnego roku na następny kierunek. Najwyżej zrezygnuję z pracy, bo wiem, że rodzice będą mnie wspierać finansowo dopóki studiuję. A w ostateczności można wziąć kredyt studencki. Albo pocisnąć z pracą w wakacje, jak już zrobię praktyki. Może wtedy po prostu wezmę ekstra godziny w gastro i odłożę trochę pieniędzy na nowy rok akademicki. Tak czy siak, tutaj trzymajcie kciuki jeszcze mocniej!

Z nowości to jeszcze się chciałam pochwalić, że spełniłam jedno ze swoich mniejszych marzeń - zrobiłam pierwszy tatuaż. Ten wzór mi się marzył od 6 lat i w końcu go mam! Jest na lewej kostce z wewnętrznej strony. Miałam z tym zaczekać, aż osiągnę cel wagowy, ale trafiła się okazja - dziewczyna chciała powiększyć swoje portfolio i oferowała tatuowanie za cenę samych materiałów. A że 150 zł to nie wygórowana cena, to się zdecydowałam i we wtorek pojechałam do niej do Oławy. Co prawda drugi raz bym się do niej nie wybrała, bo jakość tatuażu nie powala, ale liczę, że jak się wygoi to będzie trochę lepiej wyglądać. W ostateczności pójdę do jakiegoś legitnego tatuatora na korektę. Ale generalnie uważajcie na takich samozwańczych tatuatorów (laska robiła mi tatuaż maszynką do makijażu permanentnego i nawet nie owinęła mi go folią przed wyjściem...). 

 

 

To tyle póki co. Lecę się umyć i spać, bo jest już po północy, a jutro rano mam zajęcia i zaraz potem lecę do pracy. 

Trzymajcie się ♥

Tenshi Kaosu

czwartek, 5 maja 2022

Dwa posty z rzędu, Tenshi oszalała!

 


Hej!

Coooo? Kolejny post? Ale że tak od razu? Wiem, niepodobne to do mnie xD

Spędziłam wczorajszy wieczór na nadrabianiu Waszych blogów i poczułam się mega zmotywowana. Nie tylko do odchudzania (choć to oczywiście również), ale też do nauki, sprzątania, regularnego ogarniania życia. Widzę, jak dobrze ogarniacie studia, prace, mieszkania itd. i do tego często piszecie. Aż mi się przypomniały czasy liceum, gdzie pisałam prawie codziennie i też mi to bardzo pomagało uporządkować sobie w głowie i w życiu. Także chyba czas spróbować wrócić do tego trybu. Nie mówię, że będę pisać tu codziennie, bo pewnie często się to nie uda, ale jednak częstsze pisanie = większy ogar, więc postaram się robić to jak najczęściej.

Przy okazji czasów licealnych, pojawiła się u mnie taka myśl dzisiaj. Już kilka razy wspominałam tutaj o tym, jak to wtedy bez problemu ogarniałam szkołę, masę zajęć pozalekcyjnych, dietę i treningi. Ale przecież (dopiero dziś do mnie to dotarło), że nie ma co się tak z tym porównywać. Przecież miałam też wtedy łatwiej pod wieloma względami. Większość posiłków przygotowywała mi babcia, z którą mieszkaliśmy. Do szkoły i na zajęcia zazwyczaj zawoziła mnie mama, więc nie musiałam czekać na transport publiczny. Materiał w szkole był dużo łatwiejszy, więc nie musiałam tyle czasu też poświęcać na notatki, prezentacje, zadania i naukę. No i najważniejsze - nie pracowałam wtedy! A przecież teraz i gastro, i korki i Oriflame zajmują mnóstwo czasu. A co do treningów to nie dość, że wtedy ćwiczyłam od dziecka regularnie, to jeszcze byłam dużo szczuplejsza. Ba! Od czasu 2 klasy liceum do teraz przytyłam 2 razy tyle. Nie ma się też co dziwić, że nie mam takiej sprawności i kondycji. A do tego, wtedy byłam zdrowa (albo przynajmniej dużo zdrowsza niż teraz). Nie miałam insulinooporności, takich zaburzeń hormonalnych ani psychicznych. Dlatego chcę być dla siebie bardziej wyrozumiała. Czy jest teraz źle ze mną? No jest. Ale przecież nie musi tak pozostać. Schudnę, ustabilizuję IO i hormony, uspokoję psychikę, a dzięki regularnym treningom znów będę sprawniejsza, silniejsza i poprawię kondycję. Wierzę, że jeszcze będę tak wysportowana jak w liceum. I że kiedyś wrócę do tamtej wagi. Po prostu muszę dać sobie na to czas i nie załamywać rąk nad tym, co jest, a zakasać rękawy i zapierdalać! :D

Trochę mi zajęło dojście do takich wniosków, ale lepiej późno niż wcale xD

To czas chyba wrócić do "standardowego szablonu" blogowego. Co u mnie i jak bilans? 

Zaspało mi się dzisiaj trochę, przez co nie zdążyłam zjeść śniadania, bo biegłam praktycznie na pierwszy wykład (wiedziałam, że będzie lista obecności). Teoretycznie miałam mieć zajęcia od 8:10 do 17, ale po tym pierwszym wykładzie zerwałyśmy się z J. z reszty. Pojechałyśmy do galerii, gdzie zjadłyśmy "obiad na śniadanie" w restauracji na wagę, a potem połaziłyśmy jeszcze chwilę i kupiłyśmy sobie Bubble Tea (kocham ♥). Wróciłam do mieszkania, przygotowałam korki, złożyłam zamówienie z Oriflame (od wczoraj jest nowy katalog i jest w nim tyle zajebistych nowości, że musiałam je dla siebie zamówić). Koło 15 zgłodniałam i nawet przez chwilę chciałam zamówić pizzę, ale się powstrzymałam i poszłam do Żabki po taki gotowiec do odgrzania i energetyki, a przy okazji podskoczyłam do kiosku odebrać paczkę. Po obiedzie trochę posprzątałam, o 18 miałam korki przez 2 godziny, a zaraz po nich zabrałam się za trening. Potem prysznic, pielęgnacja (mega się wkręciłam w to: peeling solny do ciała przy kąpieli, potem żel do twarzy, tonik, maseczka, na włosy spray przeciw wypadaniu, a idąc spać nakremuję sobie jeszcze stopy i dłonie), pakowanie zamówień dla klientek, uzupełnienie tabelki z finansami, kolacja i blog. Tak to jakoś zleciało. Czy produktywnie? Wydaje mi się, że tak.

Bilans:

ś: 2 kotleciki warzywne (230), porcja frytek (nawet nie dojadłam wszystkich) (300), ketchup (30), mizeria (50), sałatka (35)
IIś: Bubble Tea (400)
o: Strogonow z Plant Huntera (464), Tiger arbuzowy (85), herbata miętowa
k: mleko (77), banan (116), borówki (58), miarka koktajlu waniliowego z Ori (71), łyżeczka tahini (40), herbata na zimno

Razem: 1956 kcal

Trening: Beat Saber - 45 minut, taneczny workout na yt - 15 minut; łącznie 612 kcal spalonych

Oczywiście nie jestem pewna, czy dokładnie tyle wyszło w bilansie, bo to co było na śniadanie w galerii jedzone mocno szacuję, a nawet przygotowując koktajl nie odważałam dokładnie niczego. Ale nawet jakby wyszło trochę więcej to jestem z siebie dumna. Przez moje epizody obżarstwa mam tak rozciągnięty żołądek, że i tak jestem co chwilę głodna, ale próbuję to zwalczyć wodą, czy herbatą. Wiem, że za jakiś czas się obkurczy i nie będzie mi wiecznie burczał. Poza tym nieźle się poruszałam, więc nie żałuję nawet tej Bubble Tea :D

Plan na najbliższy czas to wyzbyć się napadów i wprowadzać coraz zdrowsze nawyki żywieniowe. Jak to się uda, to odstawię energetyki. Następnym krokiem jest powrót do diety od dietetyczki dla insulinoopornych i większe zaangażowanie w kuchni (póki co nienawidzę gotować) oraz ważenie i liczenie kalorii. A następnym krokiem będzie zejście trochę z kalorii (na początek bez dużych szaleństw, np. z 1800 do 1600/1500). Dziś w paczce przyszły mi też fit batony, które zamierzam jeść raz na jakiś czas, jak będę miała parcie na słodkie. Przyszedł mi też Super Shake (meal replacement) i myślę, że niedługo spróbuję stosować go zamiast jednego posiłku. Jest odpowiednio zbilansowany tak, żeby dostarczyć wszystkich niezbędnych składników odżywczych, ale przy tym nie ma dużej kaloryki - po przygotowaniu jakoś między 200 - 300 kcal. Na początek może spróbuję go zamiast kolacji, bo w razie gdybym była po nim głodna to po prostu pójdę spać. Sądzę, że nada się też świetnie do pracy zamiast lunchboxu. Zobaczymy :)

Jak któraś z Was jeszcze nie czytała mojego poprzedniego posta, to proszę, zerknijcie chociaż na końcówkę, bo wciąż potrzebuję rad w tym temacie ;)

To tyle, rozpisałam się trochę xD Lecę spać, bo jutro zapowiada się kolejny produktywny dzień. Dobrej nocki ;*

Tenshi Kaosu


środa, 4 maja 2022

Czy jeden dzień to już sukces?

 


 

Hej.

Znów mnie trochę nie było. Tryb dalej taki sam. Studia, gastro, Oriflame, raz dieta, raz wpierdalanie, czasem trening, generalnie średni ogar ze wszystkim.  

Ale staram się oszukać swój umysł i być pozytywna wbrew negatywnym myślom w mojej głowie. 

Na studiach jakoś powoli się odgrzebuję z tego gówna. Jeszcze tylko ogarnąć praktyki na wakacje, nadrobić jakieś 4 zadania, porobić notatki z jednego przedmiotu i zostanie mi tylko chwycenie się za inżynierkę. Pracę w gastro ostatnio mocno ograniczyłam. Dalej co jakiś czas tam chodzę, ale postanowiłam sobie, że nie będzie ona już tak wysoko na mojej liście priorytetów. Zamiast tego ostro pracuję w Oriflame. Wiem, że może niektórym z Was może wydawać się to głupie, ale mi naprawdę sprawia przyjemność ta praca. I powoli zaczynam widzieć też jej efekty - 11 kwietnia udało mi się wypracować pierwszy awans. Z tej okazji, po świętach wielkanocnych, przyjechała do mnie do Wrocławia moja pani dyrektor i wręczyła mi oficjalne (pięknie oprawione) gratulacje i prezent. Poza tym zrobiła mi badanie cery aparatem API, byłyśmy na mieście na obiedzie, a wieczorem na Konferencji Regionalnej. Powiedziałam jej też, że do końca roku chciałabym wypracować drugi awans - tzw. 8%, na co ona: "No co ty?! Stać cię przynajmniej na trzeci awans - 12%. I tak wysoko masz mierzyć!". Jest to budujące, że tak we mnie wierzy. Dlatego też od dziś, przez 3 tygodnie aktualnego katalogu, zamierzam ostro pracować, żeby zbliżać się powoli do kolejnych awansów. Trzymajcie za to kciuki!

 Z dietą ostatnio było mi mocno nie po drodze. Ale jak wczoraj zobaczyłam na wadze 103,5 kg to myślałam, że się rozpłaczę. Chyba to też jakoś mnie zmotywowało, bo dziś jedzeniowo dzień wyglądał bardzo dobrze. Poza tym pograłam też trochę w Beat Sabera,więc na bank sporo kalorii spalonych (po grze pot dosłownie się ze mnie lał). Może w końcu uda mi się ogarnąć dupsko w tym temacie. Wzięłam sobie do serca Wasze słowa i na razie nie kupuję Sudafedu. Już i tak mam rozjebane zdrowie, więc póki co spróbuję jakoś siłą woli przestawić się na zdrowszy tryb. 

Co do pianina, bo też o tym pisałyście, staram się na razie za bardzo nie samobiczować, bo robię ogrom innych rzeczy, więc to normalne, że nie mam czasu na grę. Obiecuję sobie, że przyjdzie jeszcze taki czas, gdzie będę regularnie grać. Tak samo jak przyjdzie czas na czytanie książek, robienie koszulek i streamów. "Można mieć wszystko, ale nie wszystko na raz".

Nie chcę przedłużać tego posta, ale jest jeszcze jedna rzecz, z której muszę się wygadać. Mianowicie, ostatnio ostro rozmyślam nad tym, co po studiach. Z jednej strony chcę wypierdalać z tego kraju (dobrze wiemy, że nie dzieje się tu dobrze, a za chwilę może być jeszcze gorzej). Od dłuższego czasu powtarzam, że zaraz po studiach pakuję się, biorę kota i wio za granicę. Jednak ostatnio sporo chodzi mi po głowie, żeby zapisać się na inne studia. Uniwersytet Wrocławski ma ciekawy kierunek, na który chciałam dostać się w zeszłym roku, ale się nie udało, więc może spróbować w tym? Co prawda 2 kierunki by mi się pokryły, ale to tylko przez jeden semestr, więc może jakoś dałabym radę. Coraz częściej też myślę, czy w czerwcu znów nie spróbować rekrutować się do Akademii Teatralnej. Jeśli by się udało, to spełniłabym w końcu swoje marzenie. Ale boję się, że jeśli nie wyjdzie, to może mnie to załamać. A z drugiej strony mogłabym przecież w przyszłym roku spróbować dostać się na studia za granicą. Połączyłabym pomysł z wyprowadzką i kolejny kierunek studiów (tym razem taki, na który naprawdę chciałabym iść, a nie byle co, byle by studia skończyć). Sama nie wiem, co robić. A co gorsze, nie wiem nawet z kim mogłabym to przegadać. Błagam o rady! Wiem, że nie podejmiecie decyzji za mnie, ale może pomożecie mi na to spojrzeć z innej perspektywy.

To tyle, póki co. Nie będę obiecywać, kiedy się znów odezwę, bo zobaczymy, jak poradzę sobie z obowiązkami. Także po prostu, do następnego!

Tenshi Kaosu

sobota, 9 kwietnia 2022

Jestem po prostu kurwa zmęczona

 


 

Hej.

Nie było mnie tu równy miesiąc. Czy coś w tym czasie się zmieniło? Niewiele...

 

Jestem zmęczona. Wszystkim. Studiami, jedną pracą, drugą pracą, korkami, pretensjami rodziców, tyciem, byciem żałosną singielką. Życiem.

Próbuję jakoś to wszystko ogarnąć, ale średnio wychodzi. Ze studiami jestem trochę w tyle. Jak dużo pracuję w gastro, to nie mam czasu na nic innego, a jak biorę mało zmian, to potem brakuje mi kasy. W Oriflame mam wrażenie, że wszystkim wychodzi tylko nie mi. Dziewczyny co chwilę mają awanse, zdobywają tytuły, tylko ja jak taki loser nic nie osiągam póki co... (niby zapisuję dziewczyny w swojej grupie i mam kilka klientek, ale wciąż mi trochę brakuje do pierwszego awansu). Korków nie mam nawet kiedy przygotowywać i robię to na szybko tuż przed. Rodzice za każdym razem jak dzwonią, albo jak ja do nich dzwonię to mówią to samo - jak mogę dzwonić tak rzadko, że przecież oni mnie prosili o częstszy kontakt, że jestem niewdzięczna, bo inne córki to nawet codziennie dzwonią do rodziców. Nie mam czasu i chęci na gotowanie, więc kończy się często ostatnio jedzeniem na mieście (raz zdrowiej, raz nie), przez co tyję i wydaję w chuj kasy. 

Z pozytywów to kupiłam sobie ostatnio wymarzonego VR'a. Teraz często pykam w Beat Sabera (zajebista gierka, polecam mocno), co przynajmniej traktuję jak trening, bo można się przy tym ładnie spocić i spalić dużo kalorii - dziś grałam godzinę i 20 minut, a spaliłam w sumie 780 kcal!

Gdybym tylko ogarnęła się z jedzeniem to może w końcu bym schudła, bo aktualnie moja waga trzyma się cały czas na 100 kg... Porażka!

Podsumowując, dalej gruba, dalej niezadowolona z siebie, dalej bez kasy. I dalej stoję w miejscu z kursem copywritingu. I dalej nie gram na pianinie (autentycznie tylko ścieram z niego kurz i jak na nie patrzę to płakać mi się chce). 

Zastanawiam się nad kupnem Sudafedu. Nie jestem w stanie ograniczyć jedzenia bez jakiegoś "wsparcia".  


Mam nadzieję, że macie się lepiej ode mnie. Zerknę do Was jutro rano albo wieczorem po pracy. A teraz idę spać, bo jednak ktoś musi jutro te gastro otworzyć...

Tenshi Kaosu


czwartek, 10 marca 2022

Party at my ex's flat...

 


 Hej.

Wyobraź sobie, że idziesz na imprezę do znajomych. I na miejscu okazuje się, że poza Tobą - jedyną singielką - są tam tylko 2 pary. W tym jedna to Twój były z... nikim innym jak Twoją koleżanką. Poza tym impreza odbywa się w ich mieszkaniu, które wcześniej należało do jego rodziców. A w trakcie "oprowadzanki" dowiadujesz się, że śpią razem w łóżku, w którym Ty straciłaś z nim dziewictwo. 

Mniej więcej tak wyglądał mój sobotni wieczór 🙃 Do tego najebałam się tak, że zarzygałam mojej matce pół samochodu... A w niedzielę do wieczora umierałam na kaca. Jedyny plus jest taki, że jestem wyleczona z alkoholu całkowicie na jakiś czas.

Czuję się strasznie zmęczona. Fizycznie i psychicznie. Ciągle latam na trasie studia - praca. Przynajmniej wypłata będzie jakaś legitna, ale przez to nie mam czasu na przerabianie kursu i od 3 tygodni stoję z materiałem. Chcę go jak najszybciej skończyć, żeby zacząć zarabiać na copywritingu i móc rzucić w końcu pracę w tym gastro (ostatnio doprowadza mnie na skraj załamania nerwowego), a jednocześnie przez aktualną pracę nie mam jak robić postępów. Takie błędne koło. Poza tym muszę zacząć pracę nad inżynierką. I jeszcze praktyki... Chciałam je robić w trakcie semestru, żeby na wakacje wyjechać do pracy za granicę, ale wygląda na to, że nie mam jak teraz chodzić do zoo, bo musiałabym nie pracować w weekendy, a wtedy oczywiście wypłaty będą tak liche, że nie będzie mnie stać na jedzenie dla kota...

Na początku roku postanowiłam sobie, że do końca 2022 odłożę 15 000 zł. Porobiłam sobie tabelki finansowe, gdzie zapisuję przychody i rozchody. Bilans z lutego wygląda tak, że "odłożyłam" -170 zł... Czyli zamiast oszczędzać muszę jeszcze dokładać... Staram się jak mogę - biorę więcej zmian w gastro, wystawiłam książki na sprzedaż, ogłosiłam się z korepetycjami, cisnę z budowaniem biznesu w Oriflame, a to wszystko i tak na marne. W gastro się zajeżdżam tylko za marne grosze, książek nikt nie chce kupić, na ogłoszenie o korkach nikt nie odpowiedział, z zamówień z Oriflame w zeszłym miesiącu zarobiłam co najwyżej na jeden posiłek w restauracji... 

Przepraszam, zaczęłam jakoś bardzo depresyjnie. Spróbuję dodać trochę optymizmu:

Na studiach przecież nie muszę mieć super ocen, wystarczy tylko zdać. Do inżynierki mam jeszcze czas, na pewno uda mi się znaleźć dobre materiały i jakoś to skleić w całość (poza tym mam najlepszą promotorkę ever ♥). W pracy będę brać trochę mniej zmian, żeby mieć czas na inne rzeczy, ale i tak zawsze jakiś grosz uda mi się zarobić. Kurs copywritingu uda mi się skończyć jeszcze przed wakacjami, jeśli tylko będę lepiej gospodarować czasem. Praktyki zacznę odbębniać już w czerwcu, bo przecież on jest dużo luźniejszy (poza egzaminami). Co do książek to spróbuję obniżyć cenę i może wtedy ktoś się skusi. A na korki może się jeszcze zgłoszą chętni jak poczują oddech egzaminu ósmoklasisty czy matury na plecach. Biznes w Oriflame mogę powoli budować łącząc go z aktualnymi zajęciami (co już robię np. nosząc katalogi do gastro). Uda mi się oszczędzać bardziej, jeśli wyeliminuję niepotrzebne śmieciowe jedzenie i zamawianie dostaw, co przy okazji wyjdzie mi na zdrowie i może w końcu uda mi się schudnąć. Spróbuję też ograniczyć palenie fajek, bo to daje i po kieszeni, i po płucach (przez co też ciężko mi się oddycha przy spacerach, schodach i treningach). 

Jedno, co mnie najbardziej martwi to, że chcąc oszczędzać, nie wracam na terapię, do dietetyczki i innych lekarzy. Wiem, że na dietetyczkę rodzice by mi dali pieniądze, ale nie jestem pewna, czy wspomogliby terapię. Mimo, że o niej wiedzą, jakoś głupio mi ich o to prosić. A to jednak jest duży wydatek (średnio 600 zł na miesiąc). Może jak uda mi się łapać więcej dodatkowych zleceń i zacznę wychodzić na plus finansowo, to wrócę. Z drugiej strony wiem, że to mi bardzo pomagało i jak jestem w lepszym stanie psychicznym (a sama nie jestem w stanie się tak ogarnąć) to zrobię więcej rzeczy i zrobię je też lepiej, efektywniej. 

God, muszę kończyć, bo chyba znów mi się odpali słowotok. \

Mam nadzieję, że u Was duuuużo lepiej niż u mnie. Zerknę szybko do Was i lecę spać.

Tenshi Kaosu

 

piątek, 25 lutego 2022

I hit the rock bottom so I could climb again


 

 Hej!

Chcę się chyba trochę pochwalić, bo póki co idzie mi całkiem nieźle. 

Od poniedziałku nie miałam żadnego napadu i odżywiam się nawet w miarę. Do pracy biorę sobie kanapki, owoce, skyry i ewentualnie jakieś zdrowsze batony (bardzo mi smakują te Be Raw od Chodakowskiej). Muszę jeszcze kiedyś poszukać w necie jakiś pomysłów na proste lunch boxy i będzie zajebiście. Wczoraj był tłusty czwartek, a że menadżer odebrał mi zmianę (ale ok, sytuacja wyjaśniona), to trochę odpoczywałam. Zaniosłam kilka katalogów z Oriflame do zaprzyjaźnionego salonu fryzjerskiego, zjadłam śniadanie i trochę się poleniłam oglądając Top Model (upadłam tak nisko, że wykupiłam playera, żeby to zobaczyć xD). Potem dużo czasu mi zeszło na przeszukiwaniu internetu w poszukiwaniu inspiracji na temat pracy inżynierskiej, ale przynajmniej udało mi się wymyślić 2 tematy, a teraz czekam na odpowiedź od promotorki, czy to się w ogóle nadaje. Potem zadzwoniła do mnie kumpela, bo pilnie chciała pogadać i jak skończyłyśmy rozmawiać to była już 17 i tak cholernie nie chciało mi się gotować obiadu, że uległam i z okazji tłustego czwartku zamówiłam pizzę. Ale nie zjadłam całej - pół na obiad, a potem jeden kawałek na kolację, bo musiałam wziąć leki (gdyby można było je brać na pusty żołądek, to tego 4 kawałka bym już w siebie nie wciskała). 

Za tę wczorajszą pizzę wstałam dziś o 6, żeby poćwiczyć z rana. Aż sama nie dowierzam, że mi się to udało xD Znalazłam na YT fajny filmik z ćwiczeniami na rano (20 minut). Potem prysznic, śniadanie - owsianka z nutellą, masłem migdałowym, kiwi i pomarańczą - a teraz piję herbatkę i postanowiłam napisać tego posta. Zajrzę jeszcze szybko do Was, zrobię sobie jedzonko do pracy i zmykam na tramwaj, bo na 11 muszę być w lokalu. 

Trzymajcie się Pyszczki! Ściskam Was mocno ♥

Tenshi Kaosu

 




sobota, 19 lutego 2022

Plan się rypnął, ale ładuję manę na nowego spella!

 


Hej.

Nie wiem, skąd w tytule przyszło mi do głowy, żeby wstawić te gamerskie metafory, ale jakoś mi się podoba xD Dla tych, którzy nie grają w gry tłumaczę - zbieram się w sobie, dostałam nową motywację, żeby dalej walczyć, być może bardziej efektywnie. 

Co się rypnęło?

Pisałam ostatnio, że jak przyjadę do cioci to będziemy razem się zdrowo odżywiać, chodzić codziennie na spacery, a ja poza tym będę jeździć na rowerku stacjonarnym po 30 minut dziennie. Przyjechałam do cioci w poniedziałek wieczorem, a wcześniej tego dnia dostałam okres. Dlatego nie było spaceru, a rowerka tym bardziej. Niestety czym jestem starsza, tym gorzej znoszę okres i we wtorek dalej umierałam. W środę udało się wyjść na spacer i wsiadłam na 20 minut na rower (więcej nie dałam rady, okazało się, że przeceniłam swoją kondycję). W czwartek byłyśmy na mieście na zakupach, więc tam się chociaż trochę nadreptałyśmy (ale zakupy okupione były łzami, bo z 11 par spodni zmieściłam się tylko w jedne i jak się okazało - ciążowe 🙃; koniec końców wróciłam do domu z pustymi rękoma). Wczoraj i dzisiaj byłyśmy na spacerze, ale na rowerek więcej nie wsiadłam. Z dietą nie najlepiej. Pilnowałam w miarę pór posiłków i ich jakości, ale poza nimi wpadały prawie codziennie lody, które z ciocią kochamy nad życie...

Z pozytywów to chociaż spędziłam przez ten tydzień trochę czasu z ciocią, wujkiem i babcią. Poza tym wzięłam się za kurs copywritingu. Przerobiłam 4 moduły, ale zostały mi jeszcze 2 zadania domowe do zrobienia, zanim polecę dalej. Wkręcam się znów do Oriflame (miałam spory zastój przez zjebany styczeń, praktyki, sesje i inne chuje muje dzikie węże), nadrabiam szkolenia i umówiłam się nawet na poniedziałek na spotkanie prospektingowe online z panią dyrektor. Niestety dalej nie zajrzałam nawet do materiałów od promotorki i nie jestem nawet krok bliżej do wyboru tematu pracy inżynierskiej. Pocieszam się, że teoretycznie został mi jeszcze tydzień ferii, więc może uda mi się jeszcze zmotywować do tego. Z drugiej strony od wtorku do niedzieli będę pracować w knajpie (6 "dwunastek" z rzędu...). 

Co z tą motywacją?

Zbieram w sobie tyle motywacji do odchudzania, aktywności fizycznej, produktywności i lepszego zarządzania czasem, ile tylko mogę. Dalej jestem w trybie "zapierdalacza" i z jednej strony to dobrze, ale z drugiej zawsze wtedy mam milion pomysłów i chciałabym zrealizować je wszystkie, co jak wiemy, jest fizycznie niemożliwe. Usłyszałam kiedyś takie mądre zdanie: "Można mieć wszystko, ale nie wszystko naraz". Ale jak to przetłumaczyć mojemu durnemu mózgowi? Wyliczyć Wam do czego mnie aktualnie namawia?

Weź się porządnie za odchudzanie. Wróć do diety od dietetyczki i pilnuj pór posiłków. Zero oszukiwania, zero napadów, zero kupowania gotowców i zamawiania dostaw. Do tego obudź w sobie tę fitnesiarę z liceum. Ćwicz, tańcz, biegaj, zapisz się na akrobatykę, a w wolnych chwilach chodź ile się da!

Przejrzyj materiały od promotorki i znajdź w końcu ten temat pracy. Przecież musisz zacząć szukać materiałów, może przeprowadzić jakieś badania. A potem to wszystko opisać. Bierz się do roboty!

Masz cel, żeby zaoszczędzić, nie? A jednocześnie chciałabyś jeszcze w tym roku kupić kilka rzeczy (a przypomnę Ci, że np. VR do tanich nie należy). Więc potrzeba Ci jak najwięcej kasy. Absolutnie nie proś rodziców! Na boga, masz w tym roku 25 lat, więc może warto by się było zacząć samej utrzymywać, nie sądzisz? Co więc trzeba zrobić? ZARABIAĆ! Bierz więcej zmian w knajpie. Ciśnij z Oriflame, to może w końcu awansujesz i dodatkowo zarobisz. Na co czekasz z tym kursem copywritingu? Przecież wiesz, że dzięki temu to dopiero można zarobić!

Co z Twoimi pasjami? Teatr, pianino, taniec, języki - czy to już nic dla Ciebie nie znaczy? Oczywiście, że znaczy! Ponoć tym żyjesz. To zrób coś w tym kierunku! Pamiętasz, jak kiedyś myślałaś o kursie instruktora teatralnego? Może warto do tego wrócić? A pianino i wokal? Te zajawki, żeby nagrywać covery? Czemu do cholery tego nie robisz?! Taniec Ci się tak podobał, to czemu nie zapiszesz się znów do szkoły tańca? Przecież wtedy byś spalała kalorie i uczyła się tańczyć (i może w końcu byś się nauczyła, co nie, niezdarna klucho?). Tak wielce myślisz o wyjeździe z tego kraju to czemu do tej pory umiesz tylko angielski i trochę rosyjskiego? Poza tym tak chciałaś się uczyć jeszcze japońskiego i innych języków...

A co z "próbowaniem nowości"? Założyłaś konto na Twitchu i zrobiłaś póki co jednego lichego streama. A to nagrywanie podcastów? Przecież chcesz tego, mogłabyś się porządnie wygadać. 

Że o książkowym wyzwaniu nie wspomnę...

I tak w kółko... I dla jasności - to nie wszystko, co słyszę codziennie w swojej głowie. Jest tego jeszcze trochę, ale to takie najczęściej pojawiające się tematy. 

I jak tu żyć? 


Tenshi Kaosu

 

piątek, 11 lutego 2022

W końcu ferie!

 

Hej.

Jak w tytule - zakończyłam semestr (choć jeszcze trochę nieoficjalnie, bo czekam na wynik jednego egzaminu, wpisanie ocen do usosa i ewentualny egzamin z praktyk w razie wątpliwości opiekuna co do mojego dzienniczka). Ale jestem dobrej myśli, więc poniekąd świętuję.

Wczoraj po ostatnim egzaminie przyjechałam do rodziny. Wieczór spędziłyśmy z mamą, pijąc piwko (ale tylko jedno) za zdaną sesję i oglądając pierdółki w internecie (moja mama uwielbia takie serie jak "Piosenki, które ryją banię", "Gdzieś to już słyszałem", "Ukryty polski w piosenkach" itp., więc zawsze jak przyjeżdżam to razem oglądamy). Dziś przyjechałam do dziadków, żeby trochę czasu z nimi spędzić i przy okazji wybrałam się do fryzjera na farbowanie. Jutro wieczorem moja stara ekipa taneczna (należałam w liceum do teatru tańca) ma spektakl i wybieram się go obejrzeć, a potem pewnie gdzieś razem pójdziemy pogadać. W niedzielę zapowiada się leniwy dzień z mamą i scrabble'ami (zawsze spuszczam jej łomot :P). W poniedziałek wieczorem z kolei jadę do mojej kochanej cioci i babci, gdzie zamierzam posiedzieć tylko do końca przyszłego tygodnia, bo choć ferie mam do końca lutego, to jego ostatni tydzień spędzę w pracy. 

Wydaje się, że będę miała trochę czasu na odpoczynek i chociażby nadrobienie zaległości książkowych, ale jednak jest kilka rzeczy, które muszę zrobić. 

Obiecałam pani promotor, że w trakcie ferii przejrzę jakieś inżynierki w tematyce parazytologii i na początku nowego semestru przedstawię już sprecyzowany temat na swoją. Niestety póki co nic nie zrobiłam w tym kierunku, także od niedzieli wyznaczę sobie godzinę czy dwie w ciągu dnia, kiedy faktycznie do tego przysiądę. 

Oprócz tego w grudniu wykupiłam sobie kurs copywritingu i teraz w końcu mam chwilę, żeby go przerobić. Dziś przerobiłam 2 moduły, a jest ich w sumie 11 (każdy ma różną liczbę lekcji i dochodzą do tego zadania domowe do wykonania). Chcę jak najszybciej z tym pocisnąć, żeby już niedługo móc zacząć zarabiać, bo finansowo nie jest u mnie kolorowo, a klaruje się w mojej głowie plan na wyjazd z kraju zaraz po skończeniu studiów, więc przydałoby się do tego czasu odłożyć jak najwięcej hajsu.

Dietowo i aktywnościowo póki co też szału nie ma. Na całe szczęście jestem tutaj przez rodzinę pilnowana z jedzeniem, co trochę mnie hamuje przed napadami (choć największa walka cały czas toczy się w mojej głowie). Wiem, że jeszcze lepiej będzie u cioci, bo ona teraz też trzyma dietę, więc będzie mnie mocno wspierać w mojej. Muszę dołożyć do tego aktywność. U cioci jest rowerek stacjonarny, więc może uda mi się przez te kilka dni codziennie jeździć chociaż pół godziny. Poza tym znalazłam takie 30-dniowe wyzwanie i wydaje mi się, że fajnie będzie od niego zacząć:

Zaczynam od dziś (na przekór postanowieniom "od jutra")! Dlatego nie będę się bardziej rozpisywać. Idę zrobić ćwiczenia przewidziane na 1 dzień, potem szybki prysznic, poczytam chwilę książkę i do spania. 

A jak u Was?

Ściskam mocno ♥

Tenshi Kaosu

niedziela, 6 lutego 2022

Postanowienia na ten rok

 


Hej.

 

Jak w tytule zacznę od postanowień na ten rok (a trochę ich jest):

1) Pokonać zaburzenia odżywiania!

2) Zacząć zdrowo się odżywiać i dbać o siebie (psychicznie i fizycznie przez np. codzienną pielęgnację).

3) Wrócić do aktywności fizycznej.

4) Brać leki regularnie, dbać o swoje zdrowie przez regularne kontrole lekarskie.

5) Poprawić wzrok i dbać o większą "higienę" oczu - zakrapiać, zasłaniać lewe oko, wykonywać ćwiczenia od okulistki.

6) Ukończyć kurs i zacząć zarabiać na copywrittingu.

7) Rozwinąć swój biznes w Oriflame - do końca roku osiągnąć awans na min. 8%.

8) Poszerzyć wiedzę o czarostwie.

9) Wrócić do regularnej gry na pianinie.

10) Nauczyć się rosyjskiego i rozpocząć naukę kolejnego języka.

11) Znaleźć swój pomysł na życie!!!

12) Do końca roku zaoszczędzić min. 15 000 zł. 


Czy te postanowienia są realne? Z jednej strony wydaje mi się, że tak. A z drugiej mam wrażenie, że trochę siebie przeceniam i niby z góry wiem, że wszystkiego nie uda mi się osiągnąć (bo doba jest dla mnie za krótka?)...


Jestem aktualnie w dość dziwnym miejscu w mojej głowie. Z jednej strony walczę z prokrastynacją przedsesyjną (w ten weekend od śniadania do mniej więcej 16 oglądałam Winx na YT i grałam na komórce w CandyCrush), a z drugiej włączył mi się tryb zapierdalacza (jak już wyłączę YT i telefon to zasuwam jak torpeda z listą zadań). Np. mój dzisiejszy dzień wyglądał tak:

Wstałam po 8, nie zdążyłam zjeść śniadania i leciałam na kampus uniwerku, żeby odbyć obowiązkowy dyżur na wiacie z drobiem. Na szczęście pracowaliśmy w parze z ziomkiem z roku i w ok. godzinkę obrobiliśmy się ze wszystkim. Wracając wstąpiłam na szybko do Żabki, zrobiłam sobie śniadanie i siadłam do oglądania Winx. Zjadłam śniadanie, wypiłam 2 Monstery (żeby mieć kopa do roboty), wzięłam leki i tak siedziałam, oglądając do 15. Zjadłam późne 2 śniadanie i wzięłam się do robienia notatek na egzamin z drobiu. Notatki robiłam do 19 z małą przerwą na siku i zamówienie żarcia (niestety poddałam się chęci na Gonzalesa z serem smażonym z PasiBusa). Skończyłam notatki, zjadłam i poszłam na spacer, podczas którego rozmawiałam przez telefon z ciocią. Po powrocie nastawiłam pranie, poprzednie wysuszone poskładałam, przeorganizowałam szafki i uporządkowałam pokój, zrobiłam plan finansowy na ten rok (choć właściwie to tabelki w Excelu, gdzie będę zapisywać miesięczne przychody, rozchody i oszczędności), a na koniec zamówiłam jeszcze karmę dla kota. 

I jak widać: pół zapierdalacz - pół leń. 

A moja lista zadań na jutro chyba nie ma końca... Ciąg dalszy notatek na egzamin z drobiu, nauka na egzamin z koni, nauka na egzamin z trzody chlewnej, załatwienie opinii praktykodawcy i dostarczenie jej na wydział, czyszczenie butów i oddanie jednej pary do szewca, umówienie się do fryzjera, sprzątanie kuchni i łazienki, umycie podłóg... Czy mówiłam już, że moja doba jest KURWA za krótka? 


Chodzi mi ostatnio coraz częściej po głowie, żeby nagrywać podcast... Albo streamować...


Przepraszam, mam nasrane w głowie. Tak naprawdę parę dni temu skończyły mi się leki od psychiatry, bo znowu tego nie dopilnowałam i czuję, że odzywa się mania. Mam w głowie taką gonitwę myśli, że chyba nawet najszybsze harty by nad tym nie nadążyły. Ale spokojnie, jutro będę na mieście to wstąpię do apteki (na szczęście załatwiłam już sobie e-receptę). 

Matko, jest tyle rzeczy, o których chciałabym napisać, ale może lepiej skończę teraz i spróbuję trochę uspokoić ten galimatias we łbie czytając książkę przed snem. 

Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze i trzymacie się trochę lepiej niż ja xD

Ściskam Was wszystkie mocno ♥

Tenshi Kaosu

 

środa, 2 lutego 2022

Szczęśliwego Nowego Roku! xD

 


 

Hej.

Jak dobrze, że styczeń się skończył! To była totalna masakra. Na uczelni nagle się wszystkim przypomniało o końcu semestru i zarzucili nas zadaniami, projektami, prezentacjami, referatami i innymi pierdołami. Na szczęście udało mi się wszystko poogarniać w terminie, zaliczyłam jeden fakultet i w poniedziałek zdałam ustny egzamin z rosyjskiego B1 na 5.0 (był też pisemny tydzień wcześniej, ale był banalny). W poniedziałek miałam zaliczenie mechanizacji, a jutro mam zaliczenie fakultetu z żywienia zwierząt monogastrycznych (śmiech na sali nazwa tego przedmiotu, bo uczyliśmy się tylko o żywieniu trzody chlewnej). Zaliczenie fakultetu z żywienia ptaków użytkowych na szczęście polegało na napisaniu jednostronicowego referatu, więc w zeszłą środę w godzinkę to machnęłam i z głowy. W przyszłym tygodniu mam we wtorek egzamin z hodowli koni, w środę z hodowli trzody chlewnej, a w czwartek z hodowli drobiu i koniec. Dużo czasu w styczniu zajęły mi też praktyki we wrocławskim ZOO (zakochałam się w żyrafach! Czy Wy wiecie jakie one są słodkie?! 🦒). Ale praktyki skończone, muszę jeszcze tylko przejść się do dyrektora po opinię praktykodawcy, oddać dokumenty z dzienniczkiem na wydział i oficjalnie zakończyć semestr. 

Moje odżywianie przez ostatni miesiąc to kompletna porażka! Na obiad najczęściej gościł McDonald's albo pizza, na śniadania i kolacje wlatywały słodycze i chipsy. Ruchu miała tyle, co w zoo sobie gówno poprzerzucałam i co się nachodziłam w pracy (udało mi się pójść 3 razy, żeby jednak chociaż parę stówek wpadło). Nie miałam też czasu na terapię, więc muszę do niej wrócić. 

Przez to jak badziewnie żarłam przytyłam okropnie. Zważyłam się dziś rano i waga pokazała 100,3 kg... W życiu tak dużo nie ważyłam! Nie sądziłam, że kiedykolwiek osiągnę wagę 3-cyfrową ;-; 

Dodatkowo, chyba Wam o tym nie wspominałam wcześniej, ale piszę z jedną dziewczyną i chciałabym się w nią w końcu spotkać w ferie i wstyd mi się pokazać jej w takim grubym wydaniu. Przez 2-3 tygodnie nie zrzucę całej nadwagi, ale choć trochę lepiej może być, więc jest dodatkowa motywacja do ogarnięcia się. 

Dlatego zawijam kiecę i lecę w kierunku odchudzania i większej ilości ruchu!


Ostatnio napisałam też, że podsumuję poprzedni rok. W styczniu 2021r. moja lista postanowień wyglądała tak:

1) Skończyć z napadami i pokonać BED.

2) Więcej się ruszać, a może nawet wrócić do szkoły tańca (o ile tylko będzie to możliwe).

3) Zapisać się do psychiatry, zacząć farmakoterapię i kontynuować psychoterapię.

4) Zacząć leczenie ginekologiczne i endokrynologiczne.

5) Wytrzymać na diecie wegetariańskiej tak długo, jak pozwoli mi na to organizm (jeśli wyniki się pogorszą lub będę się czuła źle, to włączę mięso do diety).

6) Bardziej dbać o siebie - większa higiena snu, codzienna pielęgnacja.

7) Zmniejszyć spożycie alkoholu (tylko okazjonalnie).

8) Wygospodarować więcej czasu na samorozwój - nauka języków, gra na pianinie, może kurs rysunku.

9) Pozwolić sobie PRZEŻYWAĆ i odczuwać różne EMOCJE, analizować uczucia i myśli. 

10) Cieszyć się z sukcesów, nie umniejszać swoim wartościom, ale jednocześnie pozwolić sobie na bycie "nie-ok" (każdy ma prawo do gorszych momentów w życiu).

11) Pracować nad pewnością siebie.

12) Przeczytać 52 książki w tym roku.

13) Mniej się martwić, wymyślać czarne scenariusze, nauczyć się cieszyć z małych rzeczy.

14) Więcej pracy twórczej - pisanie, rysowanie, robienie koszulek, śpiew, taniec itp.

Chciałabym na koniec tego roku móc powiedzieć: "Tak, jestem lepszą wersją siebie. Jestem szczęśliwsza". 


Czy się udało?

1) Kompletnie nie!

2) Tu też zawaliłam.

3) To akurat mi się udało. Byłam u psychiatry, dostałam diagnozę i leki, psychoterapię kontynuuję średnio regularnie, ale pracuję nad tym.

4) Ginekologicznie wszystko w porządku, bo sprawdzałam. Endokrynologicznie leżę. Dostałam leki na IO i biorę je (niestety tu z regularnością bywa różnie i wiem, że muszę tego bardziej pilnować), ale leczenie IO polega przede wszystkim na odpowiedniej diecie i ruchu, więc czeka mnie jeszcze mnóstwo pracy w tym zakresie.

5) Tu nie było chyba aż tak źle. Tzn. dopóki nie zamawiam Maka jem wegetariańsko, ale niestety przy napadach mam ochotę na nuggetsy, wrapy i burgery, więc nie mogę się jeszcze w 100% nazwać wegetarianką... ;(

6) Higieny snu nie poprawiłam, zabiegi pielęgnacyjne wprowadziłam, ale też nie robię ich regularnie, a szczególnie zaniedbuję przy nawale roboty.

7) To się udało.

8) Gospodarować czasem dalej nie umiem. Nie nauczyłam się rysować, na pianinie grałam tyle co nic. Podszkoliłam chociaż język rosyjski, ale to głównie ze względu na egzamin z niego.

9) Tego się cały czas uczę. Nie jest to takie proste, na jakie brzmi...

10) Nad tym też pracuję.

11) To mi zdecydowanie nie wychodzi. U mnie zachodzi proste równanie: im większa masa - tym mniejsza pewność siebie...

12) Nie wyszło. Przeczytałam tylko 24 książki.

13) Tego też się uczę.

14) To totalnie nie wyszło.

Czy mogę powiedzieć, że jestem lepszą wersją siebie? Nie wiem. Zmieniłam się, to na pewno. Czy jestem szczęśliwsza? Względem ostatnich wydarzeń - tego, że wyjawiłam rodzicom prawdę i dostałam od nich zrozumienie - tak. Nad innymi czynnikami muszę jeszcze popracować.


Mam już gotową listę postanowień na ten rok, ale napiszę ją w następnym poście, żeby nie pisać postów - tasiemców. 


A jak u Was? Też miałyście taki zapierdol w styczniu? Mam nadzieję, że radzicie sobie w życiu nieco lepiej ode mnie xD

Tenshi Kaosu



niedziela, 9 stycznia 2022

Niespodziewany zwrot akcji

 


Hej.

Jak w tytule - święta mnie wyjątkowo zaskoczyły. A właściwie to, co się wydarzyło.

W środę przed świętami ojciec po mnie przyjechał. I jak wracaliśmy z aucie znów zaczął wypytywać "Ile to trzeba, żeby do nas zadzwonić? Co my ci takiego zrobiliśmy?". W pewnym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam mu, że wyrzucę z siebie wszystko, 100% szczerości itd. Zamilkł. W tym momencie tama puściła i wypadł ze mnie słowotok, w którym powiedziałam ojcu o ChADzie, psychiatrze, terapii, zaburzeniach odżywiania, problemach w radzeniu sobie z emocjami i tym, jak bardzo mnie z matką zranili. Na koniec dorzuciłam jeszcze wyznanie o paleniu e-papierosa. Spodziewałam się wybuchu pretensji, a zamiast tego złapał mnie za rękę i spokojnym głosem powiedział "Dziękuję, że mi o wszystkim powiedziałaś". Namówił mnie też do przyznania się matce. Więc w pierwszy dzień świąt wieczorem powiedziałam też mamie. Z tym, że tu w pierwszym odruchu reakcja była trochę inna. Ale spędziliśmy 3 godziny rozmawiając i płacząc na zmianę. Koniec końców powiedziałam mamie, że nie dzwonię do nich, bo nasza relacja bywa toksyczna i m. in. po to jest terapia, żebym ja też umiała być lepszą córką. Na to moja mama zapytała mnie "A dlaczego nie możesz być po prostu córką?". Jakoś wyjątkowo mnie to uderzyło. Może to ja się jakoś sztucznie zapędzałam w ten kozi róg? Nie doszłam jeszcze do tego, ale z pewnością będą o tym myśleć i rozmawiać z terapeutką. Koniec końców od tej rozmowy nasze relacje się poprawiły. Od kiedy wróciłam do Wrocławia raz oni dzwonią, raz ja dzwonię. Ale zazwyczaj jest to jedna rozmowa telefoniczna na tydzień. Bez pretensji, bez wyrzutów. Po prostu rozmowa. Problem przy wyznaniu mamie wszystkiego był taki, że nie dałam rady powiedzieć jej naprawdę WSZYSTKIEGO. Dlatego ona wciąż nie wie o zaburzeniach odżywiania, więc w trakcie świąt pojawiły się ze 3 komentarze o tym, że znów przytyłam. 

Jednak co do tycia i diety staram się być lepiej nastawiona. Skoro moje relacje z rodzicami się poprawiają, to w tym roku nie powinno mnie gnębić tyle negatywnych emocji, które do tej pory zajadałam. Oczywiście wciąż moje odżywianie pozostawia wiele do życzenia, ale głęboko wierzę, że z tym też się uporam. 

Zaraz po świętach rozchorowałam się całkiem porządnie. Gorączka ok. 39 stopni, okropne duszności, suchy kaszel, brak apetytu i zmieniony smak. Objawy typowo covidowe, więc nawet zrobiłam test z apteki, ale wyszedł negatywny. Nie mniej byłam strasznie osłabiona pod koniec grudnia i przez ten pierwszy tydzień stycznia. Przez to znów troszkę zaległości uczelnianych się zrobiło. Na szczęście wypadł ten długi weekend, w którym czułam się już prawie całkiem zdrowo, więc dużo ponadrabiałam i jeszcze udało mi się wysprzątać pokój i kuchnię. Niestety przez chorobę nie mogłam iść na praktyki, które miałam zacząć 3 stycznia. Jutro idę na pierwszy dzień, a że muszę je zrobić do końca stycznia, to będę musiała nieźle pokombinować z zajęciami. No i cały styczeń nie mam kiedy iść do pracy, więc wypłaty nie będzie :/ 

Chciałam też zrobić podsumowanie zeszłego roku i wypisać postanowienia na ten, ale niestety muszę to przełożyć na następny raz, bo już po północy, a ja muszę wstać o 6 rano. O 8 mam test zaliczeniowy z jednego przedmiotu, zaraz potem lecę na praktyki i będę tam pewnie do 17. Także lecę już spać. Następnym razem uzupełnię ten ciąg myślowy xD

Wszystkiego NAJLEPSZEGO w Nowym Roku dziewczyny! ♥

Tenshi Kaosu