środa, 6 marca 2024

Life goes on

 Hej!

Nie wiem nawet jak zrobić dobry wstęp do tego posta, więc może od razu przejdę do rzeczy.


Pracy wciąż brak. Staram się myśleć pozytywnie i zgodnie ze wskazówkami z książki "Potęga podświadomości" projektować swoje jutro. Autor napisał tam, że żeby być bogatym trzeba już czuć się bogato i nie martwić finansami, a wtedy nasz mózg przyjmie to za pewnik i wszystko zacznie się układać tak, że te pieniądze będą do nas napływać. Niby brzmi głupio, ale faktycznie mam wrażenie, że przez ostatnie 2 miesiące mój budżet wygląda nieco lepiej niż w zeszłym roku. Nie mam jeszcze oszczędności, ale nie przymieram głodem i udało mi się nawet oddać część długu, jaki mam u współlokatora. Co prawda niewiele, bo wciąż wiszę mu 2300 zł, ale jeszcze na początku stycznia było to ponad 2800 zł. Także małymi kroczkami może kiedyś się uda spłacić wszystko. Nie mniej, przez brak pracy powoli zaczynam się martwić tymi finansami. Niedługo powinnam dostać ostatnią wypłatę z byłej pracy + korki, ale przy dobrych wiatrach stać mnie będzie na przeżycie tego miesiąca, a co potem? Mam do opłacenia mieszkanie, wyżywienie, czesne za studia, karmę dla kota. Zaczynam trochę panikować. Myślę, czy serio nie iść pracować do McDonald's. Można tam sobie dostosować grafik, co by mi się przydało. Chodziłabym na pół etatu, pracowała np. 8-12, potem robiła kurs copywritingu, szukała zleceń, a wieczorami miała korki. Ale boję się, że skończyłoby się jak z poprzednią pracą, że zajechałabym się i nie miała czasu na nic. Nie wiem, szczerze boję się tego, co będzie w najbliższym czasie. 

Z jedzeniem było chwilowo lepiej. Od poprzedniego poniedziałku aż do piątku trzymałam się idealnie diety, liczyłam wszystko w Fitatu (dziennie jadłam ok. 1800 kcal, czyli tyle ile powinnam przy redukcji). W sobotę dostałam okres i zaczęło się wpierdalanie, które trwało przez 4 dni. Czuję się teraz przez to mega spuchnięta. Aż mi niewygodnie we własnym ciele. Ale to się musi skończyć. Nie wiem, czy ten ciąg wynikał z odreagowania wspomnianego wyżej stresu związanego z pieniędzmi i brakiem pracy, czy po prostu nie mam w sobie jakiejkolwiek woli walki o siebie. Jak wspomniałam, to się MUSI skończyć. 

Nawiązałam kontakt przez Instagrama z początkującym trenerem personalnym i mamy zawiązać współpracę barterową, gdzie on rozpisze mi plan treningowy i będzie monitorował postępy, a ja będę promować jego usługi w social mediach. Także jakiś postęp musi być, a żeby do tego doszło to muszę przede wszystkim wyzbyć się napadów. Bardzo przydałby mi się powrót na psychoterapię, ale to byłby kolejny duży wydatek, na który nie mogę sobie na razie pozwolić dopóki nie będę miała stabilnego źródła dochodów. 

Dobra, wyrzuciłam to z siebie, pojojczałam, teraz biorę się za robotę. Mam na dziś zaplanowanych sporo rzeczy, także lecę. Punktem pierwszym będzie sprzątanie, bo w czystej przestrzeni łatwiej będzie zebrać myśli i chęci do pracy. 

Lecę! Trzymajcie za mnie kciuki!

Tenshi Kaosu

poniedziałek, 26 lutego 2024

Wzloty i upadki

Cześć!

To ja, Tenshi Kaosu. Wciąż żyję 😅

 

Co się działo przez ostatnie ponad 7 miesięcy?

Pracowałam jako doradca studenta zagranicznego na prywatnej uczelni za psie pieniądze. Od września prowadziłam korki dla 4 dzieciaków, żeby dorobić do budżetu. Ale przez to i jeszcze dodatkowe obowiązki (o których zaraz wspomnę) nie miałam czasu prawie na nic, nie wyrabiałam się z wieloma rzeczami. Zaczęło mnie irytować, że nie jestem doceniana na etacie. Skończyłam jedne studia, robię drugie, pracowałam głównie po angielsku (gdzie angielski na poziomie C1), a zarabiałam prawie najniższą krajową. Dodatkowo doszły nieprzyjemne sytuacje w pracy, gdzie kierowniczka biura zaczęła na mnie się wyżywać za swoją frustrację, więc powiedziałam "DOŚĆ!". 15 stycznia złożyłam wypowiedzenie, teoretycznie do końca lutego jestem zatrudniona, ale teraz odbieram zaległy urlop, więc nie ma mnie już w biurze. I jeszcze na koniec firma potraktowała mnie po chamsku, ale nie chce mi się już opisywać całej sytuacji. Generalnie, kończąc współpracę poczułam się, jakby ktoś mi na do widzenia napluł w twarz.

Poszukiwania nowej pracy idą bardzo opornie. Wysyłałam CV na pracuj.pl i Rocketjobs. Wysyłałam też maile z CV i portfolio bezpośrednio do różnych agencji marketingowych. Na ponad 300 wysłanych zgłoszeń otrzymałam tylko 2 odpowiedzi. Oczywiście odmowne. Staram się jednak traktować to jako znak od wszechświata, że to jest ten moment, by spróbować swoich sił jako freelancer. Dalej ogłaszam się z korkami, robię kurs copywritingu, szukam pojedynczych zleceń i chciałabym jeszcze rozpowszechnić swoje rękodzieło (robię ręczne nadruki na koszulkach). Zobaczymy, co z tego będzie...

W czerwcu i lipcu wspominałam Wam, że dziewczyna z TikToka zainspirowała mnie do prowadzenia wyzwania na social mediach. Podjęłam się tego i to właśnie dodatkowy obowiązek, który na siebie wzięłam. Prowadziłam wyzwanie na Instagramie. Udało mi się zgromadzić ponad 7 tysięcy obserwujących (i jedną propozycję współpracy, którą musiałam odrzucić :')). Ostatnio niestety miałam tam przestój i sporo osób zaczęło odchodzić, a zasięgi maleć. Ale nie poddaję się i skoro mam czas na freelancerstwo, to może uda mi się jeszcze bardziej rozwinąć konto. Mam już kilka pomysłów i wizję, jak chciałabym, żeby to konto wyglądało, więc teraz czas na realizację. Nie nazwałabym siebie influencerką, ale widzę w tym spory potencjał i jeśli dzięki temu udałoby mi się dodatkowo zarobić, to dlaczego tego nie zrobić?

Przez czas mojej nieobecności tutaj moja dieta raz istniała, raz nie. Miałam ciągi zdrowego jedzenia, a potem ciągi napadów i fast foodów. Na zmianę chodziłam na siłownię 3x w tygodniu, albo nie chodziłam wcale przez miesiąc. Skutkowało to dobiciem do 110 kg wagi. No cóż. Nie pozostało mi nic innego, jak ponownie próbować. W ramach motywacji zaczęłam oglądać filmy o zaburzeniach odżywiania, historie ludzie z anoreksją na YT i postanowiłam wrócić tutaj. Dysponując większą ilością czasu mam szczerą nadzieję, że uda mi się pisać tutaj regularnie i na bieżąco zaglądać do Was. 

W skrócie to tyle. W dużym skrócie, bo ciężko opisać 7 miesięcy w jednym poście.

Na początku tego roku postanowiłam, że będzie to rok wielkich zmian. Jak widać część już nastąpiła, a część dopiero przede mną. Mam nadzieję, iż uda mi się ich dokonać. 

Tęskniliście choć trochę?