środa, 6 marca 2024

Life goes on

 Hej!

Nie wiem nawet jak zrobić dobry wstęp do tego posta, więc może od razu przejdę do rzeczy.


Pracy wciąż brak. Staram się myśleć pozytywnie i zgodnie ze wskazówkami z książki "Potęga podświadomości" projektować swoje jutro. Autor napisał tam, że żeby być bogatym trzeba już czuć się bogato i nie martwić finansami, a wtedy nasz mózg przyjmie to za pewnik i wszystko zacznie się układać tak, że te pieniądze będą do nas napływać. Niby brzmi głupio, ale faktycznie mam wrażenie, że przez ostatnie 2 miesiące mój budżet wygląda nieco lepiej niż w zeszłym roku. Nie mam jeszcze oszczędności, ale nie przymieram głodem i udało mi się nawet oddać część długu, jaki mam u współlokatora. Co prawda niewiele, bo wciąż wiszę mu 2300 zł, ale jeszcze na początku stycznia było to ponad 2800 zł. Także małymi kroczkami może kiedyś się uda spłacić wszystko. Nie mniej, przez brak pracy powoli zaczynam się martwić tymi finansami. Niedługo powinnam dostać ostatnią wypłatę z byłej pracy + korki, ale przy dobrych wiatrach stać mnie będzie na przeżycie tego miesiąca, a co potem? Mam do opłacenia mieszkanie, wyżywienie, czesne za studia, karmę dla kota. Zaczynam trochę panikować. Myślę, czy serio nie iść pracować do McDonald's. Można tam sobie dostosować grafik, co by mi się przydało. Chodziłabym na pół etatu, pracowała np. 8-12, potem robiła kurs copywritingu, szukała zleceń, a wieczorami miała korki. Ale boję się, że skończyłoby się jak z poprzednią pracą, że zajechałabym się i nie miała czasu na nic. Nie wiem, szczerze boję się tego, co będzie w najbliższym czasie. 

Z jedzeniem było chwilowo lepiej. Od poprzedniego poniedziałku aż do piątku trzymałam się idealnie diety, liczyłam wszystko w Fitatu (dziennie jadłam ok. 1800 kcal, czyli tyle ile powinnam przy redukcji). W sobotę dostałam okres i zaczęło się wpierdalanie, które trwało przez 4 dni. Czuję się teraz przez to mega spuchnięta. Aż mi niewygodnie we własnym ciele. Ale to się musi skończyć. Nie wiem, czy ten ciąg wynikał z odreagowania wspomnianego wyżej stresu związanego z pieniędzmi i brakiem pracy, czy po prostu nie mam w sobie jakiejkolwiek woli walki o siebie. Jak wspomniałam, to się MUSI skończyć. 

Nawiązałam kontakt przez Instagrama z początkującym trenerem personalnym i mamy zawiązać współpracę barterową, gdzie on rozpisze mi plan treningowy i będzie monitorował postępy, a ja będę promować jego usługi w social mediach. Także jakiś postęp musi być, a żeby do tego doszło to muszę przede wszystkim wyzbyć się napadów. Bardzo przydałby mi się powrót na psychoterapię, ale to byłby kolejny duży wydatek, na który nie mogę sobie na razie pozwolić dopóki nie będę miała stabilnego źródła dochodów. 

Dobra, wyrzuciłam to z siebie, pojojczałam, teraz biorę się za robotę. Mam na dziś zaplanowanych sporo rzeczy, także lecę. Punktem pierwszym będzie sprzątanie, bo w czystej przestrzeni łatwiej będzie zebrać myśli i chęci do pracy. 

Lecę! Trzymajcie za mnie kciuki!

Tenshi Kaosu

poniedziałek, 26 lutego 2024

Wzloty i upadki

Cześć!

To ja, Tenshi Kaosu. Wciąż żyję 😅

 

Co się działo przez ostatnie ponad 7 miesięcy?

Pracowałam jako doradca studenta zagranicznego na prywatnej uczelni za psie pieniądze. Od września prowadziłam korki dla 4 dzieciaków, żeby dorobić do budżetu. Ale przez to i jeszcze dodatkowe obowiązki (o których zaraz wspomnę) nie miałam czasu prawie na nic, nie wyrabiałam się z wieloma rzeczami. Zaczęło mnie irytować, że nie jestem doceniana na etacie. Skończyłam jedne studia, robię drugie, pracowałam głównie po angielsku (gdzie angielski na poziomie C1), a zarabiałam prawie najniższą krajową. Dodatkowo doszły nieprzyjemne sytuacje w pracy, gdzie kierowniczka biura zaczęła na mnie się wyżywać za swoją frustrację, więc powiedziałam "DOŚĆ!". 15 stycznia złożyłam wypowiedzenie, teoretycznie do końca lutego jestem zatrudniona, ale teraz odbieram zaległy urlop, więc nie ma mnie już w biurze. I jeszcze na koniec firma potraktowała mnie po chamsku, ale nie chce mi się już opisywać całej sytuacji. Generalnie, kończąc współpracę poczułam się, jakby ktoś mi na do widzenia napluł w twarz.

Poszukiwania nowej pracy idą bardzo opornie. Wysyłałam CV na pracuj.pl i Rocketjobs. Wysyłałam też maile z CV i portfolio bezpośrednio do różnych agencji marketingowych. Na ponad 300 wysłanych zgłoszeń otrzymałam tylko 2 odpowiedzi. Oczywiście odmowne. Staram się jednak traktować to jako znak od wszechświata, że to jest ten moment, by spróbować swoich sił jako freelancer. Dalej ogłaszam się z korkami, robię kurs copywritingu, szukam pojedynczych zleceń i chciałabym jeszcze rozpowszechnić swoje rękodzieło (robię ręczne nadruki na koszulkach). Zobaczymy, co z tego będzie...

W czerwcu i lipcu wspominałam Wam, że dziewczyna z TikToka zainspirowała mnie do prowadzenia wyzwania na social mediach. Podjęłam się tego i to właśnie dodatkowy obowiązek, który na siebie wzięłam. Prowadziłam wyzwanie na Instagramie. Udało mi się zgromadzić ponad 7 tysięcy obserwujących (i jedną propozycję współpracy, którą musiałam odrzucić :')). Ostatnio niestety miałam tam przestój i sporo osób zaczęło odchodzić, a zasięgi maleć. Ale nie poddaję się i skoro mam czas na freelancerstwo, to może uda mi się jeszcze bardziej rozwinąć konto. Mam już kilka pomysłów i wizję, jak chciałabym, żeby to konto wyglądało, więc teraz czas na realizację. Nie nazwałabym siebie influencerką, ale widzę w tym spory potencjał i jeśli dzięki temu udałoby mi się dodatkowo zarobić, to dlaczego tego nie zrobić?

Przez czas mojej nieobecności tutaj moja dieta raz istniała, raz nie. Miałam ciągi zdrowego jedzenia, a potem ciągi napadów i fast foodów. Na zmianę chodziłam na siłownię 3x w tygodniu, albo nie chodziłam wcale przez miesiąc. Skutkowało to dobiciem do 110 kg wagi. No cóż. Nie pozostało mi nic innego, jak ponownie próbować. W ramach motywacji zaczęłam oglądać filmy o zaburzeniach odżywiania, historie ludzie z anoreksją na YT i postanowiłam wrócić tutaj. Dysponując większą ilością czasu mam szczerą nadzieję, że uda mi się pisać tutaj regularnie i na bieżąco zaglądać do Was. 

W skrócie to tyle. W dużym skrócie, bo ciężko opisać 7 miesięcy w jednym poście.

Na początku tego roku postanowiłam, że będzie to rok wielkich zmian. Jak widać część już nastąpiła, a część dopiero przede mną. Mam nadzieję, iż uda mi się ich dokonać. 

Tęskniliście choć trochę?

środa, 5 lipca 2023

Szybki post zapracowanej dziewczyny

Cześć!

Jak w tytule - będzie szybko, żeby dać Wam znać, że żyję i walczę! A na szybko, bo jest 00:30, a ja za 5 godzin wstaję.

Nie pisałam w zeszłym tygodniu, bo pochłonęła mnie praca i zmienianie swojego życia na lepsze :D 

Zgodnie z tym, co sobie postanowiłam, staram się lepiej odżywiać. Nawet jak wpadnie jakiś gotowiec na szybko, to staram się go jakoś zbilansować pod IO, żeby nie było dużych wyrzutów insuliny. No i nie powoduje on ciągu napadów (a to najważniejsze i już tutaj jestem z siebie dumna ♥). Chodzę na siłownię. Na razie 2x w tygodniu, liczę, że jak wyjdę z życiowego gruzu to uda mi się dojść do 3-4 treningów tygodniowo. Dodatkowo, sama jestem pod wrażeniem swojego zaparcia, bo nie są to 30 minutowe treningi, a raczej 1 - 1,5 h z rozgrzewką, treningiem fitness/siłowym i rozciąganiem. 

Zmotywowana przez Shinieee, która wręcz połyka książki w całości zmotywowałam się też, by wrócić do regularnego czytania. Codziennie jadę do i z pracy tramwajem łącznie ok. 1,5h i zamiast scrollować bez sensu TikToka, czytam. Skończyłam wczoraj jedną książkę i od dziś lecę z następną. Na razie nic bardzo wymagającego - mam w swojej biblioteczce masę książek fantasy, paranormal romance (takie młodzieżówki), thrillerów itp. Typowo rozrywkowe, ale sprawia mi to frajdę! Plan jest taki, że jak skończę je czytać to wystawię na sprzedaż lub wymianę.

Stopniowo wystawiam rzeczy na sprzedaż na Vinted. Na razie idzie cholernie opornie, ale przynajmniej 50 zł wpadło ostatnio, a skoro do wypłaty jeszcze kilka dni, a na koncie 12 zł, to i tak się cieszę, że nie głoduję zupełnie :')

Staram się też każdego dnia robić coś produktywnego po pracy. Oriflame, zakupy, pranie, sprzątanie, pianino. Czuję się jakoś wyjątkowo aktywna ostatnio. Niesamowicie uskrzydlające uczucie!


Zajrzę do Was pewnie w weekend i nadrobię zaległości, żeby znów być na bieżąco. No i pewnie znów się odezwę, bo mam masę rzeczy, które chciałabym tu z siebie wyrzucić. A teraz zmykam spać :)

Tenshi Kaosu


PS. Co do tego pomysłu z Instagramem, to znalazłam ostatnio konto na TikToku dziewczyny, która "zmienia swoje życie do końca roku". Myślę, że coś takiego bym chciała zrobić. Nie tylko odchudzanie, ale ogólnie uporządkowanie swojego życia i stanie się "That Girl" :D

(Nie umiem wstawić tu podglądu z TikToka. Ktoś wie jak? XD)

poniedziałek, 26 czerwca 2023

Błagam, nie śmiejcie się ze mnie!

 Hejka.

Wowow! Tenshi odzywa się częściej niż raz na miesiąc - nieprawdopodobne! XD

Najpierw pozwolę sobie odnieść się do Waszych komentarzy. Przede wszystkim dziękuję za wszystkie rady, bo bardzo doceniam, że chcecie mi pomóc ♥ 

Kocie Mahometa, przy aktualnym trybie życia moje zapierdalanie to i tak małe kroczki. Mam masę rzeczy do ogarnięcia, ale jak to mówi moja kochana ciocia "roboty jeszcze nikt nie przerobił". Wiadomo, że jak skończysz coś robić, to zaraz znajdzie się następna rzecz do ogarnięcia. Moja aktualna lista rzeczy, które chcę zrobić jak najszybciej wydaje się nie mieć końca, ale mam świadomość tego, że pewne z tych zadań mogę bez większego problemu odłożyć na później. Skupiam się na tym, co ma najszybszy deadline i jest najpilniejsze, a jak starczy czasu to wtedy biorę się za mniej pilne rzeczy. 

Panno A, do części Twoich rad już się stosuję :) Zamówiona ostatnio pizza została mi postawiona przez współlokatora, a obiad na mieście w piątek niestety był koniecznością (zaspałam rano, więc nie zdążyłam nic nawet wziąć ze sobą do jedzenia, ten obiad o 17:00 był pierwszym posiłkiem w ciągu dnia, a poza tym musiałam wracać na 19:00 na ten koncert w pracy, więc gdybym wracała do domu to nie zdążyłabym nawet nic ugotować, bo zaraz musiałabym jechać z powrotem). Natomiast Żabki już omijam szerokim łukiem. Gdy potrzebuję coś dokupić np. mleko to albo wstępuję do Lidla zaraz po pracy, albo wieczorem wybieram się na krótki spacer do Biedronki, bo w marketach jest jednak taniej niż w Żabce. Wczorajszy energetyk był z Żabki, ale odebrany za żappsy, żeby nie wydawać kasy. Od miesiąca mniej więcej robię też tak, że idę na większe zakupy spożywcze do marketu dopiero jak już naprawdę nic nie mam w lodówce. Z planowaniem jedzenia na cały tydzień niestety mam problem, bo już kiedyś próbowałam i niestety tak nie potrafię. Podziwiam Cię za meal prepy, które robisz, ale ja bym prędzej dostała kurwicy niż nagotowała na kilka dni w przód (szczerze nienawidzę gotować i jak już kiedyś będę zarabiać grube miliony to na pewno będę miała dietę pudełkową) :) 


Jak minął dzisiejszy dzień?

Z rana praca, a po powrocie kończyłam projekt i niestety zeszło mi na tym dłużej niż sądziłam, więc w zasadzie zdążyłam tylko na szybko przygotować jedzenie na jutro do pracy, zrobić wieczorną pielęgnację, skończę pisać posta i lecę spać. Jedzeniowo:

ś: 3x mała kromka pieczywa żytniego z lnem, guacamole, kiełki rzodkiewki, pół pomidora, kawa posłodzona erytrytolem

IIś: SuperShake

o: ryż z warzywami i tofu po chińsku

k: zupa grzybowa, herbata z miodem

 

A teraz, nawiązując do tytułu, chciałam krótko opisać moje małe marzenie. Tylko (jak w tytule) prosze się nie śmiać...

Marzy mi się, żeby być influencerką. Nie wiem czemu. Może dlatego, że aktorstwo mi nie wyszło? Może dlatego, że wydaje mi się to fajna praca, która daje nieskończone możliwości? A może dlatego, że w aktualnej sytuacji finansowej, gdyby się udało to ze współprac mogłabym spokojnie zarobić na spłatę długów, opłatę studiów i jeszcze zaoszczędzić na przyszłość? Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie, żeby "zaistnieć" na Instagramie contentem o odchudzaniu. Rozważałam, czy nie pokazywać codziennych zmagań z odżywianiem, treningami itd. No i oczywiście co jakiś czas pokazywać porównania w stylu "od tego startowałam, na razie jest taki progres, a chcę, żeby było jeszcze lepiej". Od dobrej koleżanki (która umie w Instagrama bardziej ode mnie) usłyszałam, że to dobry pomysł, bo ludzie lubią obserwować proces. Ale jak rozmawiałam o tym z B. (współlokator) to powiedział, że przy tym, ile razy poległam wcześniej może się to nie udać i tylko najem się wstydu. Poza tym, jaką mam gwarancję, że takie coś serio zainteresuje ludzi i uda mi się wybić? 

Co o tym sądzicie?


Na zakończenie, abstrahując od wcześniejszego tematu, widziałam, że ostatnio kilka z Was pokazywało u siebie różne kosmetyczne polecajki i pomyślałam, że ja też chcę Wam kilka moich ulubieńców polecić :) Nie wrzucę wszystkich na raz, ale będę Wam dawkować ;P

Polecajka nr 1: mgiełka do twarzy Waunt. Jest idealna na upały! Delikatnie chłodzi i tonizuje twarz, nie szczypie w oczy, nie rozmazuje makijażu. A do tego pachnie bosko! ♥


Dobra, lecę spać. 1:00 w nocy, a ja się kładę mając świadomość wstawania o 5:30... No cóż. Legenda głosi, że jeszcze kiedyś będę chodzić spać o ludzkich godzinach...

Ściskam ♥

Tenshi Kaosu

niedziela, 25 czerwca 2023

Czy ja jestem piękna?

Hej.

Dzięki za komentarze pod poprzednim postem. Ariela napisała, że pomimo tuszy wciąż jestem atrakcyjną babką i trochę skłania mnie to do przemyśleń. Bo chyba nie będzie dla Was dużym szokiem, gdy powiem, że ja absolutnie nie postrzegam siebie w kategorii piękna czy atrakcyjności. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że w słowniku przy definicji słowa "paszczur" jest moje zdjęcie. 

Jest to coś, co bardzo chciałabym kiedyś przerobić na psychoterapii. Ale że mnie na razie na nią nie stać, to muszę pracować z tym co mam. 


Słusznie zauważyłyście, że nic bez mojego zaangażowania się nie zmieni. Więc staram się zaangażować i (jak poprzednio też pisałam) zapierdalać jak moja wersja z liceum - oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu ;) 

Nie jest to proste. Moje życie od czasów liceum bardzo się zmieniło. Kiedyś mając lekcje na 8:00 wystarczyło wstać o 7:00, śniadanie przygotowywała babcia, mama mnie podwoziła do szkoły albo miałam autobus, który jechał do miasta niecałe 20 minut. Lekcje kończyłam średnio ok. 15:00 i przed 16:00 byłam już w domu, a tam babcia czekała z gotowym obiadem. Naturalnie teraz wygląda to zupełnie inaczej - pobudka w tygodniu o 5:30 - 6:00, 7:10 odjeżdża mi tramwaj, który jedzie ponad 40 minut do mojej pracy, kończę ją o 16:00, więc po 17:00 dopiero jestem w mieszkaniu. Obiad muszę dopiero sama ugotować, a potem po nim pozmywać. No i zakupy też teraz przecież robię sama, do tego sprzątanie, pranie... No nie jest lekko w tej dorosłości, do której kiedyś tak mi się spieszyło :) Ale muszę się z tym pogodzić i nie zamierzam się biczować za to, że nie robię tylu dodatkowych rzeczy co kiedyś. 

Jak wyglądał ten tydzień?

Poniedziałek - praca, po południu się zdrzemnęłam (niestety dłużej niż planowałam), a wieczorem zrobiłam trening na VR

Wtorek - praca, potem miałam mieć korki, ale dziewczyna zapomniała, więc to przełożyłyśmy, a ja poszłam na siłownię (sama byłam pod wrażeniem, że wytrzymałam trening dłuższy niż 30 minut, bo cardio robiłam aż 45 minut, a potem 15 minut rozciągania)

Środa - praca, potem praca Oriflame, korki, krótki spacer i przy okazji zakupy spożywcze

Czwartek - praca w innych godzinach, bo od 10:00 do 18:00, po powrocie siadłam do projektu na studia i robiłam go do północy

Piątek - praca, potem obiad na mieście, rozmowa video z przyjaciółką i na 19:00 wróciłam do pracy na koncert (odpuściłabym, ale zaprosiła mnie osobiście dyrektorka dyrektorów, więc głupio by było nie przyjść), wieczorem po powrocie dalej robiłam projekt

Sobota - miałam iść na zajęcia, ale z rana dostałam okres, więc skończyło się na Ketonalu, termoforze i dalszym spaniu do 16:00, potem do nocy pisałam jedną z prac zaliczeniowych (miałam napisać opowiadanie, dzisiaj na zajęciach okazało się, że inni napisali ok. strony, a ja aż 6, ale profesorowi się mega spodobało i powiedział mi, że to jest oryginalne dzieło i jest pod wrażeniem moich umiejętności literackich ♥)

Niedziela - zajęcia od 8:00, najpierw oddany jeden projekt, potem egzamin zaliczony na 5, potem zajęcia literackie (te z opowiadaniami), powrót do mieszkania, drzemka, a wieczorem wysyłałam jeszcze kilka brakujących prac i projektów do prowadzących i walczyłam dalej z największym projektem zaliczeniowym w tym semestrze (wciąż mi trochę zostało, jutro będę kończyć i oddawać)


Myślałam, że pójdę w sobotę na siłownię chociaż na pół godzinki, ale niestety okres wybrał inaczej. Mówi się trudno. 

Jedzeniowo w tym tygodniu było lepiej. Wpadła w tygodniu mrożona pizza, a wczoraj przy okresie zamówiłam taką prawdziwą z ulubionej pizzerii i niestety dopadła mnie też ochota na słodkie, więc współlokator poszedł mi do Żabki po słoik nutelli, chipsy na wieczór i pepsi do picia. Ale nie załamuję się tym. Jeśli raz w miesiącu w pierwszy dzień okresu się zdarzy taka sytuacja, to zamierzam się potraktować ulgowo. Grunt, żeby kolejne dni nie przerodziły się w ciąg jedzenia syfu. Dziś mi się to udało, bo od rana znów byłam grzeczna :D 

ś: SuperShake 

IIś: kanapka z guacamole, kiełkami rzodkiewki i pomidorem, energetyk (niestety z cukrem)

o: 2 kawałki pizzy, która została z wczoraj

k: ryż basmati, warzywa mrożone podsmażone na patelni, tofu wędzone (całe danie przyprawione przyprawą chińską, sosem sojowym i imbirem), jabłko


Wiem, że wciąż nie jest idealnie, ale to krok w dobrym kierunku. Muszę jeszcze wrócić do pisania sobie codziennie listy zadań do zrobienia, żeby o niczym nie zapominać i regularnie porządkować swoje życie. Czuję, że powoli będzie coraz lepiej ♥

Znów mam w głowie pełno myśli, które chciałabym tu przelać, ale jest już 1:30, więc zmykam spać.

Dobrego tygodnia!

Tenshi Kaosu

 

niedziela, 18 czerwca 2023

Życie po setce - będzie szczerze...

 Cześć.

Jeśli chodzi o życie po setce, to mam tu na myśli, jak wygląda moje życie po osiągnięciu ponad 100 kg wagi... A będzie szczerze, więc jeśli jesteście wrażliwsze i łatwo Was różne rzeczy obrzydzają to radzę ominąć ten wpis ;)

Nie pamiętam, w którym dokładnie momencie przekroczyłam 100 kg, ani od kiedy zaczęły się dziać poszczególne rzeczy. Ale wciąż pamiętam, jak żyłam i robiłam pewne rzeczy w liceum ważąc ok. 54 kg, a jak wygląda sytuacja teraz. Co się zmieniło?

1) Mając 54 kg miałam super figurę (którą wtedy uważałam za tragiczną, chuj wie czemu 🙃), wystawały mi delikatnie obojczyki, miałam piękne wcięcie w tali i idealnie widoczne żyły na dłoniach i stopach. Aktualnie paluchy wyglądają jak serdele, a całe dłonie dosłownie jak z kreskówki (wiecie takie kółko i kiełbasy zamiast palców...), stopy cały czas, zwłaszcza w lecie mi puchną, czasem do tego stopnia, że nie mogę nimi za bardzo poruszać.

2) Codzienna, prosta pielęgnacja i higiena na zasadzie podtarcia tyłka, mycia, ogolenia pach, nóg i okolic intymnych nie stanowiła najmniejszego problemu. Dziś po raz pierwszy od ponad roku zmusiłam się (z niemałym wysiłkiem), żeby się ogolić... Oczywiście z pominięciem okolic intymnych, bo przez wielki bebzol po prostu tam nie sięgam...

3) Wchodzenie po schodach było dla mnie niczym w liceum. Dziś wchodząc na 2 piętro łapię zadyszkę. Ba! Dostaję zadyszki nawet idąc trochę szybciej, albo idąc i rozmawiając z kimś jednocześnie.

4) Młoda ja mogła przetańczyć kilka godzin na 18-nastkach i studniówce w wysokich szpilkach i śmigała jak gazela. Obecnie mam problem ze znalezieniem jakichkolwiek butów nawet na co dzień, żeby po chwili nie bolały mnie stopy.

5) Te kilka lat temu nie wyobrażałam sobie dnia bez treningu. Prawie codziennie biegałam, tańczyłam, ćwiczyłam w domu. 5km biegu było dla mnie rozgrzewką. Dziś nie umiem się nawet zmotywować do treningu 2x w tygodniu. A jak raz na ruski rok się zmobilizuję to kończę trening (i to nie tak intensywny jak kiedyś) po 30 minutach, bo już nie daję rady więcej.

6) Moja młodsza i chudsza wersja potrafiła ogarnąć szkołę, grę na pianinie, zajęcia ze śpiewu, tańca, teatru, oglądanie anime, granie w Lola, czytanie ton książek i wciąż miała czas na zabawę, spotkania ze znajomymi, imprezy... Moja dzisiejsza wersja (ta spasła do granic możliwości) po pracy nie ma ochoty na nic. Najchętniej bym otworzyła paczkę chipsów, colę i odpaliła serial do nocy. 

7) Gdy miałam 16-18 lat ubierałam się w to, co chciałam. Wystarczyło znaleźć rozmiar 38/40 w sklepie i heja! Aktualnie muszę szukać rzeczy w lumpeksach, albo w butikach dla osób plus size. Bo niestety w żadnym normalnym, sieciówkowym sklepie nie zjadę rozmiaru XXXXXL.

8) Wtedy po prostu podobałam się sobie. Byłam pewna siebie, piękna i po prostu zajebista (chciałabym mieć taką przyjaciółkę jak osoba, którą wtedy byłam). Dziś nie mogę nawet patrzeć na siebie, bo widzę tylko tonę tłuszczu, masę rozstępów i cellulitu, żałość i upadek...

 Po lewej ta zajebista laska, którą byłam. Po prawej ten pasztet, którym się stałam...

Tęsknię jak cholera za starą wersją siebie...


ALE!

Nie chcę się już więcej użalać! Oczywiście taki stan nostalgii za starymi czasami będzie co jakiś czas wracał, ale z tym już się muszę pogodzić. Wierzę za to, że znów mogę być taka jak kiedyś. Czas po prostu zapierdalać równie ostro, jak te prawie 10 lat temu. 


Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi. Poczułam kopa motywacji. Szczególnie dzięki Pannie A.! (Tutaj gorąco ściskam za nawet nieświadome zmotywowanie mnie do ruszenia tyłka ♥)

Co dziś zrobiłam?

Posprzątałam kuchnię, łazienkę i swój pokój, popracowałam trochę Oriflame'owo, przeorganizowałam sobie kosmetyki, a wieczorem zrobiłam trening (40 minut gry w BeatSabera na VR), depilację i pielęgnację. Na śniadanie (dość późne) zjadłam zupę pomidorową z makaronem z semoliny, potem na obiad (niestety) kilka kawałków pizzy zamówionej przez współlokatora i po treningu na kolację shake zastępujący posiłek. 

Jest jeszcze tyle rzeczy, które chciałabym Wam napisać, ale muszę to przełożyć na następny wpis, bo jest 1:23, a ja wstaję o 5:30, więc lecę już spać. W drodze do pracy planuję dalej nadrabiać Wasze blogi ;)

Dobrego tygodnia!

Tenshi Kaosu

niedziela, 4 czerwca 2023

Witamy w dorosłym życiu

 Hej.

Nigdy nie chciałam być tym typem blogerki, która nagle znika... Ni z gruchy, ni z pietruchy, ale jednak zniknęłam.

Bardzo dużo się u mnie działo przez ostatnie 4 miesiące i za każdym razem, gdy myślałam: "Trzeba by napisać na blogu, zerknąć, co tam u innych", to sekundę później okazywało się, że mam milion rzeczy do ogarnięcia. I tak nigdy nie było tego idealnego momentu. Teraz chwila też nie jest idealna, ale coś mnie tknęło, żeby napisać, bo za sekundę znów coś będzie się działo, przez co odłożę wpis.


Postaram się streścić te 4 miesiące:

Udało mi się złożyć pracę inżynierską w terminie (choć wymagało to zarwania kilku nocek). Potem intensywnie się uczyłam i 8 lutego oficjalnie zakończyłam zootechnikę na 4,5 i stając się panią Inżynier 😊 Na drugich studiach zdałam sesję bez problemu, a przy okazji się świetnie bawiłam robiąc własną markę energetyka czy projekt gry planszowej dla niewidomych! Zaraz po obronie wyjechałam do Krakowa, bo przyjaciółka B. ostatecznie zerwała z przemocowym facetem i potrzebowała wsparcia. A poza tym ktoś musiał jej pomóc wyrzucić go ostatecznie za drzwi mieszkania ze wszystkimi rzeczami. Spędziłam u niej 1,5 tygodnia, wróciłam i rozłożyła mnie choroba na kolejne 2 tygodnie. Po tym czasie zaczęłam pracę w nowej knajpie, wyrabiając ponad etat i nie mając czasu na nic poza pracą... Nie mówiąc o tym, że szefowie stamtąd sami się do mnie odezwali, żebym dla nich pracowała (wcześniej długo pracowałam z jednym z nich) i nastawiałam się raczej na pozycję menadżerki, skoro byłam jedyną osobą z pełną dyspozycją. A tu chuj, znów skończyłam jako kelnerka na najniższej krajowej... Więc po miesiącu zrezygnowałam i aktywnie poszukiwałam pracy, a w międzyczasie rozwijałam biznes w Oriflame robiąc najwyższe jak dotąd wyniki. Bardzo chciałam znaleźć pracę w branży związanej z moimi studiami, więc wysyłałam CV do wszystkich możliwych agencji reklamowych/brandingowych/kreatywnych/marketingowych/chujwiejakich, ale wszędzie brak odzewu. Absolutnie nikt nie chciał dać szansy lasce w wieku 26 lat, z ukończonymi studiami z innej branży, w trakcie drugich i zerowym doświadczeniem w zawodzie xD Trochę śmiech przez łzy, bo gdybym była rekruterką też pewnie bym odrzuciła takie CV, ale z drugiej strony jak inaczej mam zdobyć te wymagane doświadczenie?... Zaczęłam składać CV wszędzie, gdzie się dało, żeby tylko zarobić coś więcej niż najniższa krajowa. Byłam na 2 rozmowach i skończyło się tym, że od 15 maja jestem doradcą studenta zagranicznego na prywatnej uczelni. 

Czy jestem szczęśliwa z takiego rozwoju sytuacji? Absolutnie nie. Ale jak się nie ma, co się lubi... Ogólnie praca nie jest zła, ale nie czuję tej "chemii". Plusem jest to, że moje stanowisko przynależy do biura rekrutacji i mocno współpracujemy z działem marketingu, więc liczę, że to też potem będzie ładnie wyglądało w CV dla agencji kreatywnych :) 

Jeśli chodzi o dietę i treningi to od ostatniego wpisu miałam już chyba milion podejść i tyle samo porażek... Cały czas wszystko zmierza ku temu, że ruszam się coraz mniej, jem coraz gorzej i tyję. Nie mam już pojęcia, ile ważę, boję się stawać nawet w pobliżu wagi. A na napady wydaję mnóstwo pieniędzy. Łącznie mam już jakieś 2500 zł długu u różnych osób. A wychodzi na to, że za pierwszą wypłatę będę w stanie opłacić tylko wynajem i karmę dla kota. Wśród znajomych się śmieję, że zęby w ścianę i przynajmniej w końcu schudnę, ale obawiam się, że skończy się na kolejnych pożyczkach i jedzeniu jeszcze bardziej gównianych rzeczy (np. W tym tygodniu na obiady mam zupki chińskie i mrożone zapiekanki...). Zaczęłam już akcję wyprzedawania rzeczy, ale póki co nikt nie jest chętny... 

No cóż, nie wiem jak, ale jakoś będę musiała sobie poradzić. Rodzice przykręcają kurek :) Dobrze przynajmniej, że obiecali pomagać finansowo, jeśli chodzi o lekarzy i badania! Gdyby nie to, to nie byłoby mnie stać na np. Nowe okulary, które kosztują ponad 1100 zł :')

Dojeżdżam już powoli do pracy, więc będę kończyć. Obiecuję niedługo zajrzeć do Was! Mam nadzieję, że jeszcze nie postawiłyście na mnie krzyżyka...

Tenshi Kaosu