środa, 30 czerwca 2021

Przełamuję schematy!

 

 

 Polecam serdecznie tę piosenkę! Jakaś taka pozytywna, z idealnym vibe'em na wakacje :D

 

Hej!

Najpierw update'y, a potem się pochwalę :D

Nie udało mi się nic dziś ugrać na konsultacjach, ale babeczka była bardzo miła i jak wszystko mi wytłumaczyła, to faktycznie ja porobiłam głupie błędy. No trudno, więc z żywienia mam na koniec 4,0, to i tak nie jest źle. Z resztą jakoś trochę mnie opuszcza to spięcie nad ocenami. Uda się zdobyć stypendium to spoko, nie uda się - trudno, to w przyszłym roku będę się uczyć tylko na tyle, by zdawać, a w czasie wolnym będę pracować. Znam już wynik jednego egzaminu - 4,0 z behawioru. Czekam jeszcze na ocenę z hodowli bydła. Profesor nie dość, że jest mizoginem, to jeszcze za mną nie przepada, ale powinnam zdać, bo na wszystkie 5 pytań udzieliłam dość rozbudowanych odpowiedzi.

Dietowo idzie bardzo dobrze. Nie liczę kalorii, bo po pierwsze mi się nie chce, a po drugie nie ma tu wagi kuchennej, a liczenie "na oko" jest złudne. Ale jem 4 posiłki, utrzymuję przerwy między nimi, nie podjadam i od piątku nie miałam żadnej wpadki. Dania bilansuję zgodnie z zasadą od dietetyczki - wszystkie węglowodany spożywane są razem z białkiem i tłuszczem. Nie piję w ogóle energetyków, a kawę ograniczam do jednego kubka dziennie (rano, do śniadania). Biorę leki regularnie. I więcej się ruszam. Od piątku prawie codziennie przekraczam 10 000 kroków (poza poniedziałkiem, kiedy zrobiłam sobie wieczorem chill z książką, zamiast iść na spacer). 

I uwaga! Teraz się chwalę! Zważyłam się dziś rano i waga pokazała 90,8 kg. To oznacza, że od piątku zrzuciłam 3,8 kg! Jestem z siebie dumna :D

Dodatkowo dumę wzmaga to tytułowe przełamywanie schematów. Jak pisałam ostatnio, terapeutka mówiła, że w procesie wychodzenia z BED każde przełamanie utartych mechanizmów jest krokiem do wyzdrowienia. Przełamałam schemat napadów w domu rodzinnym i schemat nagradzania się jedynie za spadki wagi. Wiecie, że mam system nagród za cele wagowe. Przy wadze 83 kg miałam ściąć włosy i zafarbować je na czerwono. Ale nie wytrzymałam i zrobiłam to wczoraj xD Jaram się mega, bo czerwone włosy marzyły mi się od paru lat. Wyglądam teraz jak Will (pozdro dla fanek Witch xD). Zastanawiam się, czy na dobre nie porzucić tego systemu nagród, bo z jednej strony to trochę fiksuje na punkcie szybkiego (i nie koniecznie zdrowego) zrzucania wagi, a z drugiej trochę szkoda, bo jednak odrobinę motywuje. Muszę to jeszcze przemyśleć. Nie mniej, cieszę się, że obaliłam ten "mit" w mojej głowie, że takie małe marzenia mogę spełniać tylko, jak będę ważyć X kg.

Póki co to tyle. Musiałam się komuś pochwalić takim mentalnym postępem :3 Lecę zrobić sobie obiad, a potem tata wraca z trasy (pracuje jako kierowca tira na trasach międzynarodowych). Gadałam już z nim przez telefon, żebyśmy poszli na spacer z psem, a wieczorem może obejrzymy jakiś film albo w coś pogramy.

Także trzymajcie się i do następnego! ;*

Tenshi Kaosu

 

 

piątek, 25 czerwca 2021

Powrót smutnego grubaska

 


 

Hej! Chyba wracam do żywych...

Sesja chyba zakończona. Piszę "chyba", bo czekam jeszcze na 2 wyniki egzaminów, a dodatkowo w środę mam konsultacje w sprawie omówienia wyników z jednego egzaminu, bo dostałam 3,5, a zabrakło mi 1 pkt. do 4. Pomyślałam, że skoro chcę walczyć o dalszą wypłatę stypendium w przyszłym roku, to warto spróbować podyskutować z prowadzącą. Wątpię, żeby się ulitowała, bo mamy spiny od początku semestru z tą babką i teraz się trochę mści, no ale spróbuję. Personalnie jej nie podpadłam, więc liczę, że może się jednak uda gdzieś ten brakujący punkt wyszarpnąć.

Przez całą sesję moja dieta nie istniała absolutnie. Jadłam, jak mi się przypomniało, że mam zjeść i to zazwyczaj coś szybkiego, żebym nie musiała gotować. Zupki chińskie, pizza, batony, żarcie zamawiane z dostawą - to raczej był mój "chleb powszedni". Nie było żadnych treningów, basenów ani nawet spacerów. Oczywiście leków w tym czasie też nie brałam. Przypłaciłam to tyciem. Znów jestem w tym chujowym momencie startu ze stanu, gdzie wyglądam jak tłusty wieprz i dostaję zadyszki schylając się, żeby zawiązać buty. Poważnie się obawiam, że nie wejdę w sukienkę na musical... Zamiast schudnąć 10 kg do lipca, to aktualnie przytyłam jakieś 5/6 kg... (Waga z dziś 94,6 kg)....

Dlatego teraz próbuję się na maksa ogarnąć. Wiem, że przez 2 tygodnie nie zrzucę 10 kg, ale może uda mi się choć trochę zrzucić i pozbyć wody z organizmu, żeby chociaż wejść w tę pieprzoną suknię ślubną.

Wczoraj przyjechałam do domu rodzinnego, a dziś udało mi się wypełnić plan 4 zbilansowanych posiłków co 4 godziny. Na dodatek z rana wysprzątałam swój pokój, po południu sprzątałyśmy z mamą w nowym domu przez ok. 2,5 godziny (ojciec remontuje od lat dom, który dostał od swojej mamy i już prawie kończy, prawdopodobnie jeszcze w tym roku się tam z matką przeprowadzą, więc trzeba tam wszystko posprzątać po remoncie i np. dziś myłam kafelki w łazience), a wieczorem poszłyśmy pieszo z mamą nad zalew na naszej wiosce, bo była tam Noc Świętojańska. Także kroki dziś też się zgadzają (12 696 kroków, spalonych kalorii 468). A, no i ostatnio na terapii babka mi powiedziała, że każde przełamanie schematu napadów to krok do przodu, więc pochwalę się, że to chyba pierwszy raz od lat, kiedy przyjechałam do domu i nie rzuciłam się na jedzenie. Póki co jem tylko posiłki przewidziane w jadłospisie (w sensie 4 posiłki na  dzień bez podjadania i napadów). Także chyba też się pochwalę terapeutce na następnej sesji.

Co do leku od psychiatry - dostałam Lamilept. Przez sesję go nie brałam w ogóle. Po sesji wystarczyły 4 tabletki, żeby dostać wysypki... Nosz kurwa mać. To jedyny skutek uboczny, przed którym ostrzegał psychiatra i oczywiście, że akurat u mnie się musiał objawić... Przestałam go brać, ale wysypka została i nie mogę się jej pozbyć, a ręka non stop swędzi jak skurwysyn. Po musicalu wrócę do Wrocławia i mam akurat tydzień wolnego przed rozpoczęciem praktyk, więc umówię się do niego na wizytę i powiem, że musimy wymyślić coś innego. A jak już o wysypce mowa, to wyszła mi też na brzuchu, ale to akurat z powodu alergii na nikiel... Wystarczyło, że raz sprzączka z paska wyszła poza materiał i przez kilka godzin dotykała skóry. Ta-dam! Wysypka na pół brzucha. Kurwicy można dostać. Miałam na to kiedyś super maść, która naprawdę mi pomogła, bo przy okazji była przeciwświądowa, ale okazuje się, że jest tylko na receptę... 

To chyba tyle póki co. Jest oczywiście więcej rzeczy, o których chciałabym Wam napisać, ale na dziś wystarczy. Jest już późno, a że teraz biorę leki i melatoninę regularnie to chce mi się powoli spać. Także idę się wykąpać, zrobić krótką pielęgnację i w spanko. Jutro próba do musicalu, ale w niedzielę mam wolne to na pewno to Was pozaglądam.

Do następnego!

Tenshi Kaosu

 

piątek, 11 czerwca 2021

Psychiatra

 

Hej.

Mam newsy. 

Byłam w środę u psychiatry. Zmotywowała mnie dobra koleżanka ze studiów J., która też ostatnio była u psychiatry. Miałyśmy wieczorki zwierzeń rozmawiając na Meetcie i ona mi opowiedziała o swoich ostatnich problemach, a ja poczułam potrzebę wylania z siebie zwierzeń i emocji ostatnich dni. A skończyło się na tym, że powiedziałam jej o wszystkim. Zachęcała mnie do wizyty, żebym tak jak ona dostała leki, które mnie uspokajają (jak ona to ujęła - nie czuje teraz nic i to daje jej wewnętrzny spokój, który mi też by się przydał). Od dłuższego czasu namawiały mnie do tego też przyjaciółki, moja kochana ciocia i psychoterapeutka, ale dopiero jakoś rozmowa z J. była impulsem, który sprawił, że naprawdę tam poszłam.

Ale nie dostałam absolutnie żadnych leków na uspokojenie ani psychotropów jak J. 🙃

Usłyszałam za to potwierdzenie podejrzeń psychoterapeutki - choroba afektywna dwubiegunowa... (czuję się jakbym kopiowała Wasze choroby - najpierw IO, teraz ChAD)

Na dodatek psychiatra mi powiedział, że może być problem z lekami, bo większość standardowych leków na dwubiegunówkę ma "nieprzyjemne efekty uboczne" - wzmożenie apetytu, przybieranie masy ciała, zaburzenia gospodarki cukrowej... Dlatego dostałam leki przeciwpadaczkowe, bo podobno też pomagają w stabilizacji nastrojów. Zobaczymy. Jeśli to nie pomoże to będziemy dalej kombinować. No i do tego muszę brać melatoninę, żeby zacząć normalnie sypiać, bo moja faza snu okropnie się przesunęła (chodzę spać o 4 rano i wstaję o 13). 

Wczoraj jeszcze uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem w dupie z uczelnią. Sesja już za 1,5 tygodnia, a ja notatek mam jak na lekarstwo, w poniedziałek mam najtrudniejsze do tej pory kolokwium z metod hodowlanych, na które muszę się pouczyć, masę zadań z rosyjskiego do wysłania do poniedziałku, do wtorku muszę oddać projekt z hodowli owiec (jesteśmy w grupie 3-osobowej, ale te laski to takie mimozy, że jak ja im nie powiem, co mają robić, to nie zrobią nic). Do tego dochodzi presja musicalu i zmieszczenia się w sukienkę, poczucie winy, że we wtorek i środę wpierdalałam (wmawiam sobie, że to przez okres, ale to tylko moja słaba wola), no i jeszcze muszę znaleźć czas na pójście do fryzjera, żeby ściąć włosy (zapuszczałam długo, żeby je sprzedać, ale na spektakl muszę mieć krótkie, bo moja postać MUSI mieć loki, a moje włosy są oporne na kręcenie i im dłuższe tym bardziej się nie kręcą). A przez stres ostatnio mam notorycznie biegunki. Zajebiście się bawię...

I jakby tego było mało, odezwała się moja letnia alergia. A przy moich lekach nie mogę brać nic przeciwalergicznego poza kroplami do oczu. Przynajmniej one nie swędzą i nie łzawią, ale ciągły katar, kichanie i swędzenie podniebienia mnie nie opuszcza... Śmieję się z B., że mój organizm chyba chce mnie zabić 🙃

Idę dziś na terapię na 16. Może jak przegadam to wszystko z terapeutką to będzie mi lepiej i stres zelżeje...

Nie wiem, kiedy znów się odezwę. Muszę najpierw to wszystko ogarnąć. Jak już się odkopię z tej sterty gnoju, to dam znać.

Błagam, trzymajcie kciuki, żebym to przeżyła! Buziaki ♥

Tenshi Kaosu

 

sobota, 5 czerwca 2021

Japierdolęjużczerwiec!

 


Hej.

Znów troszkę mnie nie było... 

To make long story short: weekend w Krakowie udany, następny weekend spędziłam u cioci, bo wujek odprawiał urodziny, kolejny weekend znów u cioci, a przy okazji w sobotę picie na mieście ze znajomymi z pierwszych studiów. W międzyczasie na zmianę okresy pilnowania diety i ruchu, z ciągami napadów i załamań psychicznych. 

Na konsultacji u dietetyczki wyszło, że tłuszcz trochę podskoczył w organizmie, co w ogóle mnie nie dziwi po tych napadach i alkoholu w weekendy. Walczę dalej!

Dostałam info, że musical wraca na deski ♥ Mega się cieszę, a jednocześnie ogarnia mnie panika, bo sukienka, w której gram spektakl już wcześniej była na styk, a od zeszłego roku przytyłam sporo. Obstawiam, że musiałabym schudnąć tak z 10 kg, żeby w nią wejść. A termin mamy już 6 lipca!!! I na dodatek gram główną rolę - panny młodej - więc wymiana stroju nie byłaby taka hop siup... Dlatego motywacja jest w chuj i trzeba zapierdalać!

Już za 3 tygodnie zaczynam sesję, a i tak po drodze jeszcze trochę rzeczy mam do ogarnięcia: w poniedziałek ustne zaliczenie z rosyjskiego, projekt z behawioru do wtorku muszę oddać, do 12 czerwca projekt z owiec, po drodze pewnie jeszcze będzie kolokwium z metod hodowlanych. Że nie wspomnę o notatkach do sesji, które muszę sobie przygotować... Czuję się naprawdę w dupie xD

Przez rzeczy wspomniane wyżej pewnie znów mało tu będę. Ale w wolnych chwilach postaram się zajrzeć do Was, jak Wam idzie. 

Przy okazji jeszcze się pochwalę, że w tym tygodniu (w ramach motywacji do wejścia w musicalową kieckę) zaczęłam oprócz spacerów robić dance workouty w domu. Dziś np. strasznie bolą mnie plecy, bo przewiało mi mięśnie, a na dodatek jestem opuchnięta przed okresem, ale mimo to zrobiłam pół godzinki taki workout (na mniejszej intensywności, ale 300 kcal spalonych)! Jestem z siebie zadowolona. Teraz tylko przezwyciężyć zachcianki (lody to moja ogromna słabość) i napady. 

Trzymajcie za mnie kciuki, proszę ♥

Tenshi Kaosu