Hej.
Najpierw szybkie wyjaśnienie tytułu.
Jestem właśnie w domu rodziców. Przyjechałam głównie, żeby załatwić drugą część praktyk (udało się wczoraj podbić i podpisać wszystkie papiery, samych praktyk nie muszę robić, jedynie wymyślę coś, żeby ładnie uzupełnić dzienniczek i z głowy). Ale że i tak nie mam zmian w pracy to stwierdziłam, że posiedzę tutaj tydzień, spotkam się z kilkoma znajomymi i przede wszystkim spędzę trochę czasu z rodziną. Dziś wieczorem ojciec przyjechał z trasy (jeździ na tirach). Usiadł ze mną i mamą w pokoju, a na telewizorze leciał YT z odpaloną muzyką. Akurat leciał jakiś utwór z teledyskiem, gdzie dwóch chłopaków się całowało. I tu wkracza mój ojciec. Najpierw coś zagadnął, czy dalej nie jem mięsa i chwilę o tym dyskutowaliśmy. W pewnym momencie stwierdził, że jest to tylko "fanaberia" i "moda". Nazwał wegetarian i wegan "odszczepieńcami" społeczeństwa. A potem wesoło ciągnął temat mówiąc, że "tak samo jak te pedały to odszczepieńce". Powiedziałam mu, że to bardzo niegrzeczne tak mówić i że to nie pedały (bo pedały są w rowerze), a po prostu osoby homoseksualne (tu konkretnie w nawiązaniu do teledysku akurat geje). W tym momencie odpalił się totalnie. Leciało dużo nieprzyjemnych tekstów, ale takie perełki to: "Dla mnie to i tak są pedały", "To się powinno leczyć", "Hitler powinien wrócić i ich wszystkich zagazować", "Pedały obrażają mnie i moją religię, a ja jako wierzący i praktykujący katolik sobie na to nie pozwolę" (no faktycznie, bardzo katolickie miłowanie bliźniego życząc osobom o innej orientacji śmierci 🙃)... Próbowałam być spokojna i skomentowałam to tylko zdaniem z tytułu tego wpisu. Niby się nie pokłóciliśmy, ale mimo, że cała rozmowa trwała może z pół godziny maksymalnie, to ja już mam zszargane nerwy i mdłości z tego powodu oraz łzy w oczach. Nasze relacje rodzinne poprawiły się w stosunku do tego, co było jeszcze 2-3 lata temu, ale jego zachowanie utwierdza mnie coraz bardziej w tym, żeby jednak nie zbliżać się do tego człowieka, a jedynie oddalać. Wygląda na to, że nigdy się nie wyoutuję. No i trochę przykro, że jeśli np. spotkam dziewczynę swojego życia to nigdy nie będę jej mogła przedstawić ojcu, a gdybyśmy chciały się pobrać za granicą to ceremonia i wesele będzie się musiało odbyć bez udziału ojca (podejrzewam, że matka też mogłaby tego nie zaakceptować, ale jednak jest bardziej otwarta na osoby o innej orientacji, więc może kiedyś by to zrozumiała). Możecie sobie pomyśleć, że przesadzam i po co wymyślam takie hipotetyczne scenariusze, ale tak już mam. Pomyślałam sobie też, że wielkim szczęściem jest, że jestem dziewczyną i to zgodną ze swoją płcią biologiczną. Bo gdybym była chłopakiem gejem albo biologicznie dziewczyną, ale czuła się mężczyzną i chciała zmienić płeć, to zachowanie ojca doprowadziłoby do tego, że miałabym tak silną depresję i w pewnym momencie mogła się zabić, albo on sam by mnie pobił i może nawet zabił w szale po wyznaniu mu prawdy.
Ech, przepraszam za ten wyrzyg, ale musiałam się wyżalić, bo naprawdę mocno mnie załamuje zachowanie ojca...
Przejdźmy lepiej do pozytywów.
Papiery z praktyk w zoo załatwione. I na sam koniec poprzedniego katalogu w Oriflame mocno pocisnęłam i jednak udało mi się wyrobić pierwszy cel kwalifikacyjny! Jeszcze 4 cele rekrutacyjne, cel awansu i mamy to! W pracy mam klepnięte 8 zmian w ciągu następnych dwóch tygodni, więc i jakieś pieniądze wpadną. Dziś nawet usiadłam w końcu do inżynierki. Póki co buduję ankietę. Myślałam, że dzisiaj ogarnę ją całą, ale miałam kilka rzeczy do załatwienia, więc jak usiadłam do niej o 20, to nie zdążyłam z całością. Ale początek jest xD Jutro mam sporo wolnego czasu to na pewno ją skończę i wyślę promotorce do zatwierdzenia. W "międzyczasie" zanim odpowie na maila będę czytać artykuły naukowe i książki, które mam pobrane, a przy dobrych wiatrach może zacznę powoli tworzyć wstęp teoretyczny. Wiem, że będę musiała tam opisać kilka najpopularniejszych gatunków pasożytów, więc mogę już opisywać chociażby ich cykl życiowy i drogi inwazyjne. I jeszcze jeden pozytyw - udaje mi się powoli wychodzić na prostą z jedzeniem. Odżywiam się coraz lepiej, więc teraz jeszcze tylko znaleźć motywację do aktywności i już w ogóle będzie cud - miód. Udaje mi się nawet opierać pokusom w domu, co nie jest takie proste, bo w spiżarni jest pełno słodyczy mamy, piwa, nalewek, lodów i chipsów. Ale póki co dzielnie walczę (i oby jak najdłużej) :)
Jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałam napisać.
Miałam dziś spotkanie online z dyrektorką z Oriflame. Wychwalała mnie bardzo, że jestem świetną i bardzo zdolną dziewczyną. Dużo mówiła o tym, że mam bardzo medialną osobowość i "zadatki na influencerkę". Rozmawiałyśmy też o tym, że kiedyś nawet myślałam, czy nie zrobić na profilu na Ig contentu, gdzie pokażę jak wygląda moje ciało i potem dokumentować jak w klimacie ciałopozytywności walczę o zdrowie i metamorfozę sylwetki. Wspomniałam jej, że obserwuję jedną dziewczynę, która dodaje zdjęcia bez filtra, gdzie widać jej rozstępy, cellulit i nadprogramowe kilogramy i przenigdy nie pomyślałam, że "ale paszczur walczy o atencję", a wręcz podziwiam tę laskę, że jest odważna, jestem pod wrażeniem jak uczy się akceptować siebie i zmienić swoją sylwetkę, ale w zdrowy sposób (ona też ma IO i zrzuca wagę głównie, żeby poprawić wyniki badań). Z jednej strony też bym tak chciała, ale z drugiej myśl o tym, że miałabym pokazać swoje rozstępy publicznie paraliżuje mnie ogromnie. Ogarnia mnie wstyd. No bo przecież czym się tu chwalić? Że tak się zaniedbałam, że skóra pęka mi na brzuchu, udach, łydkach i nawet ramionach? Ludzie mogą mnie wyśmiać. A z drugiej strony może to też byłaby motywacja dla innych do jednoczesnej akceptacji swojego ciała i zmian w duchu walki o zdrowie? Tak jak tamta piękna dziewczyna. Dyrektorka mówiła mi, że przecież nie muszę pokazywać całego swojego ciała i niedoskonałości, których się wstydzę. Oczywiście ma rację. Ale ja jestem osobą typu "wszystko albo nic". Nie wyobrażam sobie prowadzić konta w tym temacie "połowicznie". Albo pokazuję wszytko, bez ściemy, jak faktycznie jest. Albo nie poruszam tego tematu wcale.
Tu mam pytanie do Was? Co Wy sądzicie o tym pomyśle? Czy to przesada i powinnam sobie darować? A może uważacie, że to dobry pomysł i zarówno ja, jak i osoby postronne mogłyby coś z tego wynieść pozytywnego? Może same obserwujecie takie konta? Jestem bardzo ciekawa. Oczywiście i tak sama podejmę decyzję, ale w procesie rozważania tego pomysłu będę wdzięczna za wszelkie komentarze, przemyślenia i porady. :)
Kończę już, bo jest 1:30, a jutro znów mam sporo do zrobienia. Ale żeby też zakończyć notkę w pozytywnym vibe'ie dodaję zwiastun musicalu, o którym poprzednio pisałam. Możecie mnie w końcu zobaczyć - jak naprawdę wygląda Tenshi (dla przypomnienia, ja to Pani Młoda z filmiku). Jeśli się Wam spodoba i chciałybyście obejrzeć musical na żywo, to jak tylko pojawią się bilety wrzucę info i zapraszam na Śląsk! :D
Kocham Was i ściskam mocno ♥
Tenshi Kaosu