czwartek, 14 stycznia 2021

Stara panna z kotem


 

 

Hej.

 

Dziękuję bardzo, że jesteście i za Wasze wsparcie w komentarzach ♥

 

Choć palce świerzbiły, żeby napisać w zeszłym tygodniu, to jednak ogrom obowiązków mnie przytłoczył. Dziś mój jedyny dzień wolny w tym tygodniu, dlatego pozwoliłam sobie spędzić chwilę z rana na blogach. Dopiero zaczynam robić porządek z listą czytelniczą i sprawdzać co u Was. Na razie zajrzałam na 2 blogi, a jak starczy czasu to zerknę jeszcze wieczorem. Czytając Wasze blogi zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy - na poprzednim blogu zapomniałam napisać, że udało mi się dostać stypendium i że miałam najżałośniejszego sylwestra w życiu. 

 

No to krótka historia o smutnym sylwestrze...

Podczas, gdy większość z ludzi robiła na nielegalu imprezy z rodziną czy znajomymi, albo spotykali się chociaż we 2, 3 osoby i pili szampana, ja byłam w pracy do 20 (miałam być do 18), a po powrocie siedziałam sama z kotami, oglądałam serial i upijałam się whisky z colą. Samotnie obejrzałam fajerwerki, które puszczali sąsiedzi z bloków, a potem dzwoniłam z życzeniami. Udało mi się porozmawiać z rodzicami, dziadkami, ciocią i wujkiem oraz z moją przyjaciółką M., na messengerze wymieniłam życzenia z 3 koleżankami i znajomą (z którą mam sporadyczny kontakt, ale byłam pozytywnie zaskoczona, że pierwsza mi napisała życzenia). Poza tym cała reszta moich znajomych miała mnie w dupie. Próbowałam się wielokrotnie dodzwonić do kilku osób, o których kiedyś z całą pewnością mówiłam "przyjaciele", ale nie odbierali, nie oddzwonili, nie napisali. To był moment, w którym uświadomiłam sobie, jak mało znaczę dla ludzi, którzy dla mnie znaczyli bardzo wiele... Dobrze, że chociaż z M. porozmawiałam, bo odwiodła mnie od głupich, pijackich pomysłów, żeby zrobić sobie krzywdę. Ale poza tym chujnia. 3 osoby, które zaprosiłam na wino w sylwestra odmówiły (z czego tylko jedna normalnie napisała "przepraszam, ktoś mnie już wcześniej zaprosił", pozostałe 2 po prostu nie odpisywały długo, a potem napisały krótkie wiadomości na odczepnego). Mnie nie zaprosił nikt. Smutne, prawda? I pomyśleć, że dwa i trzy lata temu organizowałam imprezy dla znajomych na 30 osób. A może to tylko ja dramatyzuję, że ludzie mają mnie w dupie? Who knows?


Rozmawiałam w piątek z koleżanką B. Gadałyśmy o tym, że obu nam się przytyło, że nie ćwiczymy, że źle się odżywiamy. Zaproponowałam jej, żebyśmy się wzięły za siebie od poniedziałku z dietą i treningami i wspierały na bieżąco przez messengera. I wiecie co? Na razie to działa :D 

Ona trochę lepiej ogarnia w kuchni, więc podpytuję ją o różne przepisy i pomysły na posiłki, a ja zostałam naszym "trenerem" ("Bo ty tyle w życiu ćwiczyłaś, że jesteś taką fitnesiarą, to nam program ćwiczeń ułożysz") XDDD

Jak to wygląda w praktyce z mojej strony? 

Nie liczę kalorii. Jest za wcześnie na to. Moim głównym problemem jest BED (binge eating disorder). Leczę się z tego. Póki co tylko u psychoterapeuty, ale może przyjdzie nawet czas na psychiatrę. Dlatego na razie mam cel - nauczyć się jeść zdrowo i regularnie, bez napadów. Myślę, że w zakładce (szumnie nazwanej) "Tenshi's diet" wszystko ładnie opiszę. Kiedy nauczę się kontrolować apetyt dopiero mogę wprowadzić liczenie kalorii i stopniowe zaniżanie bilansów. 

Jaki plan treningowy nam wymyśliłam?

Jako, że obie póki co jesteśmy zastane i niećwiczące od ponad pół roku, to na razie tylko spacery. W tym tygodniu i przyszłym mamy za cel minimalny 3 razy spacer po pół godziny. Oczywiście to jest taka dolna granica, a jak się nam uda chodzić więcej to tym lepiej. Sama byłam na spacerze w poniedziałek (40 minut, ok. 5 km) i wczoraj (godzina, ok. 7 km). Na razie na spokojnie, bez spiny, bez żadnych  aplikacji, nie na wyścigi. Chodzi o to, żebyśmy powoli rozruszały ciało, na nowo pokochały ruch, a nie się zniechęciły, czy zrobiły krzywdę. Mam też powoli plan, co będziemy robić dalej w kwestii ćwiczeń, ale to też chyba opiszę w zakładce z dietą. 


Wydaje mi się, że taki wstępny plan brzmi rozsądnie. No i waga na samym początku oczywiście leci jak szalona (w poniedziałek 90 kg, dziś 88,7, czyli -1,3 kg w 3 dni), ale nie traktuję jej jak wyznacznika. Oczywiście będę się ważyć, co jakiś czas z ciekawości (i trochę dla motywacji, żeby osiągać cele wagowe i "zdobywać nagrody" xD), ale nie jest to mój główny motywator. 

 

Chciałam jeszcze opisać swoje postanowienia na ten rok, ale nie będę przedłużać posta. Myślę, że zrobię osobną zakładkę, bo będą to postanowienia na cały rok i będę aktualizować to, co uda mi się spełnić.  


Lecę, bo muszę dziś jeszcze napisać protokół z fizjologii, przerobić materiał z rybactwa, pouczyć się z żywienia zwierząt, zaliczyć spacer, zrobić zakupy, załatwić sprawę w pracy, iść na paznokcie i na wieczór mam zaproszenie na urodzinowe wino znajomej z pracy. Także trzymajcie kciuki i do następnego!


Tenshi Kaosu


7 komentarzy:

  1. Zgadzam się całkowicie z Twoim planem treningowym, nie ma co zaczynać od razu od przebiegniecia maratonu.
    Co do Sylwestra to.. hm. Jeśli było Ci ciężko przez to, że byłaś sama, to rzeczywiście nieciekawie. Ale dzięki temu przynajmniej wiesz, dla jakich ludzi nie ma sensu marnować Twojego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, szczerze trzymam za Ciebie kciuki. Też wychodzę z BED obecnie, moim zdaniem nigdy nie będzie dobra pora żeby ograniczyć kcal, zaniżać bilanse itd bo właśnie to wpędziło nas w te zaburzenia ale może za jakiś czas sama dojdziesz do takich wniosków. Zapraszam do mnie bo zmieniłam adres bloga z "lubiebycglodna.blogspot.com" na "nielubiebycglodna.blogspot.com". Lubię czytać Twoje wpisy, jesteś bezposrednia i sympatyczna. Jeszcze raz trzymam kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. widzisz, nie ma tak źle skoro idziesz na wino do znajomej z pracy ;) Czasem bywają takie okresy, że nie ma się ludzi wokół siebie - trzeba to przeczekać, a jeśli to się przedłuża to niestety wina najczęściej tkwi w nas samych :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie przychodzą, by móc potem odejść - nie przejmuj się nimi. Co do ruchu to bardzo odpowiedzialne podejście (z jedzeniem również). Nie ma sensu wrzucać się od razu na głęboką wodę - małe kroki, spokój, a nim się obejrzymy osiągniemy cel. Powodzenia i pisz jak najczęściej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Spacery to dobry pomysł. Co do znajomych.. ja nie mam kontaktu z nikim kogo poznałam przed 25 rokiem życia, czasem jakiś sms może na święta i tyle. I nie żałuję. Mało jest ludzi wartych zachodu i najczęściej orientujemy się, kogo warto mieć przy sobie dopiero "na starość " ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że masz plan działania i cel do którego chcesz dążyć. Wydaje się że robisz wszystko rozsądnie. Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję stypendium! Spacery to świetny pomysł! Ja je polubiłam, i wychodzę na nie codziennie, nawet w śnieżycę, czy deszcz. Oby twój plan się udał, gratuluję spadku wagi.

    OdpowiedzUsuń