niedziela, 18 czerwca 2023

Życie po setce - będzie szczerze...

 Cześć.

Jeśli chodzi o życie po setce, to mam tu na myśli, jak wygląda moje życie po osiągnięciu ponad 100 kg wagi... A będzie szczerze, więc jeśli jesteście wrażliwsze i łatwo Was różne rzeczy obrzydzają to radzę ominąć ten wpis ;)

Nie pamiętam, w którym dokładnie momencie przekroczyłam 100 kg, ani od kiedy zaczęły się dziać poszczególne rzeczy. Ale wciąż pamiętam, jak żyłam i robiłam pewne rzeczy w liceum ważąc ok. 54 kg, a jak wygląda sytuacja teraz. Co się zmieniło?

1) Mając 54 kg miałam super figurę (którą wtedy uważałam za tragiczną, chuj wie czemu 🙃), wystawały mi delikatnie obojczyki, miałam piękne wcięcie w tali i idealnie widoczne żyły na dłoniach i stopach. Aktualnie paluchy wyglądają jak serdele, a całe dłonie dosłownie jak z kreskówki (wiecie takie kółko i kiełbasy zamiast palców...), stopy cały czas, zwłaszcza w lecie mi puchną, czasem do tego stopnia, że nie mogę nimi za bardzo poruszać.

2) Codzienna, prosta pielęgnacja i higiena na zasadzie podtarcia tyłka, mycia, ogolenia pach, nóg i okolic intymnych nie stanowiła najmniejszego problemu. Dziś po raz pierwszy od ponad roku zmusiłam się (z niemałym wysiłkiem), żeby się ogolić... Oczywiście z pominięciem okolic intymnych, bo przez wielki bebzol po prostu tam nie sięgam...

3) Wchodzenie po schodach było dla mnie niczym w liceum. Dziś wchodząc na 2 piętro łapię zadyszkę. Ba! Dostaję zadyszki nawet idąc trochę szybciej, albo idąc i rozmawiając z kimś jednocześnie.

4) Młoda ja mogła przetańczyć kilka godzin na 18-nastkach i studniówce w wysokich szpilkach i śmigała jak gazela. Obecnie mam problem ze znalezieniem jakichkolwiek butów nawet na co dzień, żeby po chwili nie bolały mnie stopy.

5) Te kilka lat temu nie wyobrażałam sobie dnia bez treningu. Prawie codziennie biegałam, tańczyłam, ćwiczyłam w domu. 5km biegu było dla mnie rozgrzewką. Dziś nie umiem się nawet zmotywować do treningu 2x w tygodniu. A jak raz na ruski rok się zmobilizuję to kończę trening (i to nie tak intensywny jak kiedyś) po 30 minutach, bo już nie daję rady więcej.

6) Moja młodsza i chudsza wersja potrafiła ogarnąć szkołę, grę na pianinie, zajęcia ze śpiewu, tańca, teatru, oglądanie anime, granie w Lola, czytanie ton książek i wciąż miała czas na zabawę, spotkania ze znajomymi, imprezy... Moja dzisiejsza wersja (ta spasła do granic możliwości) po pracy nie ma ochoty na nic. Najchętniej bym otworzyła paczkę chipsów, colę i odpaliła serial do nocy. 

7) Gdy miałam 16-18 lat ubierałam się w to, co chciałam. Wystarczyło znaleźć rozmiar 38/40 w sklepie i heja! Aktualnie muszę szukać rzeczy w lumpeksach, albo w butikach dla osób plus size. Bo niestety w żadnym normalnym, sieciówkowym sklepie nie zjadę rozmiaru XXXXXL.

8) Wtedy po prostu podobałam się sobie. Byłam pewna siebie, piękna i po prostu zajebista (chciałabym mieć taką przyjaciółkę jak osoba, którą wtedy byłam). Dziś nie mogę nawet patrzeć na siebie, bo widzę tylko tonę tłuszczu, masę rozstępów i cellulitu, żałość i upadek...

 Po lewej ta zajebista laska, którą byłam. Po prawej ten pasztet, którym się stałam...

Tęsknię jak cholera za starą wersją siebie...


ALE!

Nie chcę się już więcej użalać! Oczywiście taki stan nostalgii za starymi czasami będzie co jakiś czas wracał, ale z tym już się muszę pogodzić. Wierzę za to, że znów mogę być taka jak kiedyś. Czas po prostu zapierdalać równie ostro, jak te prawie 10 lat temu. 


Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi. Poczułam kopa motywacji. Szczególnie dzięki Pannie A.! (Tutaj gorąco ściskam za nawet nieświadome zmotywowanie mnie do ruszenia tyłka ♥)

Co dziś zrobiłam?

Posprzątałam kuchnię, łazienkę i swój pokój, popracowałam trochę Oriflame'owo, przeorganizowałam sobie kosmetyki, a wieczorem zrobiłam trening (40 minut gry w BeatSabera na VR), depilację i pielęgnację. Na śniadanie (dość późne) zjadłam zupę pomidorową z makaronem z semoliny, potem na obiad (niestety) kilka kawałków pizzy zamówionej przez współlokatora i po treningu na kolację shake zastępujący posiłek. 

Jest jeszcze tyle rzeczy, które chciałabym Wam napisać, ale muszę to przełożyć na następny wpis, bo jest 1:23, a ja wstaję o 5:30, więc lecę już spać. W drodze do pracy planuję dalej nadrabiać Wasze blogi ;)

Dobrego tygodnia!

Tenshi Kaosu

4 komentarze:

  1. Cześć! Bardzo cieszy mnie myśl, że mogę być dla kogoś motywacją, to jest po prostu niesamowicie miłe (i motywujące do dalszych starań też hahah).
    Jeśli chodzi o Twój post to przeczytałam od deski do deski, nawet dwa razy i powiem Ci tak: nic się nie zmieni dopóki Ty tego nie zrobisz. Czasami zwyczajnie trzeba zacisnąć zęby i myśleć o tym co czeka nas za parę miesięcy. Wyobraź sobie siebie chudszą, szczęśliwszą, z chłopakiem/dziewczyną u boku i pełną energii do tych wszystkich rzeczy, które kochasz jak pianino lub teatr.
    Pamiętaj, najważniejsze to zrobić pierwszy krok!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę życzę Ci wszystkiego co najlepsze. Powodzenia! Nic więcej chyba nie dodam, bo Panna A. napisała wszystko w punkt (co sama wzięłam sobie do serca).

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, pamiętaj, że nie jesteś sama. I mimo twojej tuszy obecnie, jesteś atrakcyjną babką! Chyba pierwszy raz Cię widzę. Też mam sporo do zgubienia, więc możemy się motywować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, aż mi się przypomniało jak ważyłam 56 kilo i mówiłam, że jestem gruba 🤦‍♀️ ile ja bym dała żeby znowu być taką grubą... Ale obie damy radę 💪

    OdpowiedzUsuń